Redakcja KR

W GÓRY NA SKITURY!

Zakopane, 30.11.2017

Mróz, śnieg, krótszy dzień… zima. Jak małe dziecko nie mogę się doczekać, aż nadejdzie ta piękna, choć przez wielu znienawidzona pora roku. Często w życiu biegacza zima oznacza czas na regenerację lub wakacje od treningów – i bardzo dobrze, bo odpoczynek jest bardzo ważną częścią budowania formy, ale... ileż można nic nie robić? A może skitury? To świetna zimowa alternatywa dla biegania lub doskonały trening uzupełniający ultrasa.

Czas płynie szybko i już za chwilę przywitamy się z wiosną. Pewne jest, że nie możemy przespać całej zimy, by skutecznie przygotować się do startów wiosennych i nie przerzucać naszych planów biegowych na jesień. Po kilku tygodniach zasłużonego odpoczynku nadchodzi jednak pora, żeby zacząć budować solidne fundamenty pod formę na nowy sezon. Wiadomo, że nasze przygotowania zaczynamy od dłuższych, spokojnych treningów biegowych, odwiedzamy siłownię, aby odbudować siłę ogólną. Zima to okres, w którym śmiało możemy zamienić bieganie na inny sport aerobowy, który sprawia nam przyjemność. To jest właśnie atut tej pory roku, bo wiosną podczas tzw. BPS-u (bezpośredniego przygotowania startowego) nie możemy sobie na takie podmianki zbyt często pozwolić. Tam trzeba trzymać się planu, jeśli na mecie zawodów mają nas czekać nowa życiówka i satysfakcja. Wytworzył się taki naturalny podział, że kolarze jeżdżą na biegówki, a górscy ultrasi na skitury – no bo gdzie nam, ultrasom, będzie lepiej jak nie w górach?

Szybka turystyka górska

Skialpinizm (narciarstwo wysokogórskie) – bo to o nim jest ten tekst, to dyscyplina sportowa łącząca w sobie elementy narciarstwa zjazdowego, biegowego oraz alpinizmu. Zawodnik porusza się w górę na nartach z podklejoną foką, którą odkleja na szczycie i zjeżdża w dół. W bardzo stromych formacjach górskich narty przypina się do plecaka, na buty zakłada się raki, w rękę wędruje czekan i rozpoczyna się wspinaczkę na grań.

zdjęcie: Piotr Dymus

Wyróżniamy cztery rodzaje skialpinizmu:

– sportowy (race) – liczy się tylko wynik, sprzęt jest maksymalnie wyżyłowany, liczy się każdy gram, a jazda na nim po prostu boli i nie sprawia przyjemności;

– szybka turystyka (speed touring) – to jest miejsce dla nas! Sprzęt jest lekki, łatwy w obsłudze i daje sporo frajdy w zjeździe;

– turystyka (ski touring) – poruszanie się od schroniska do schroniska czy całodzienne wyrypy to tutaj norma;

– freeride (off piste) – liczy się tylko jazda, sprzęt jest ciężki, narty szerokie, a buty twarde jak diabli, ale za to zjazd w dół to po prostu magia. Najpierw jednak trzeba się tam dostać.

Skialpinizm to idealna dyscyplina zastępcza w treningu ultrasa. Dlaczego? Poruszanie się na nogach w zimie jest bardzo trudne i wymaga o wiele więcej umiejętności, siły i doświadczenia niż latem. Zaspy, lód, zamiecie czy silny mróz – to niespodzianki, naprawdę niemiłe, które możecie dostać w pakiecie. Czynniki te skutecznie wydłużają trening, dodatkowo obciążają organizm i mogą przyczynić się do wielu kontuzji – skręceń, zwichnięć, odmrożeń. A w górach nie można zimą trwonić czasu, bo stracimy zdrowie.

 Skiturowe za, a nawet przeciw!

Moim zdaniem skitury wygrywają zimą w górach z bieganiem. Zresztą wymienię w punktach plusy i minusy. Najpierw argumenty za skiturami dla biegacza:

– na nartach nie zapadacie się w puchu – jesteście bardziej wydajni i szybsi;

– lód pokonujecie w harszlach (specjalne raki) – nie przewrócicie się;

– jak macie dość lub zmarzniecie, z każdego miejsca w Tatrach w jakiś kwadrans zjedziecie w bezpieczne miejsce, np. schronisko, parking. Pokonanie tej samej trasy na nogach zajmie o wiele więcej czasu i zabierze znacznie więcej energii i ciepła;

– w Tatrach zyskujecie kilka nowych szlaków – niedostępnych do biegania.

Teraz kilka minusów, przez które i tak przebija parę plusików:

– potrzebujecie specjalistycznego sprzętu, który jednak można wypożyczyć;

– trzeba umieć jeździć na nartach – warto posiąść nową umiejętność, mięśnie popracują;

– trzeba być często w górach.

zdjęcie: Piotr Dymus

Sprzęt skiturowca

Specjalistyczny sprzęt niezbędny do uprawiania skialpinizmu:

Podstawowy:

narty – w zależności od dyscypliny: szerokie lub wąskie, długie lub krótkie, białe, czarne. Dla nas, biegaczy, długość dobieramy według prostego wzoru: wzrost minus 10‒15 cm, maks. 80 mm pod butem i waga ok. 1 kg;

buty – posiadające funkcję walk/ski (marsz/jazda), podeszwę typu vibram, dla nas dwu‒trójklamrowe, waga ok. 0,8–1,2 kg z możliwością podpięcia wiązań typu Low Tech;

wiązania – specjalne, które pozwalają odrywać piętę, zapewniają swobodny ruch stopy w kierunku marszu. Są ich dwa rodzaje, czyli szynowe – dość ciężkie, przypominające wiązania zjazdowe, oraz te nazwane JSW – jedyne słuszne wiązania typu low tech, wyglądające jak dwie małe kostki;

foki ­– pasy, które podklejamy pod nartę i dają nam przyczepność pod włos oraz poślizg z włosem. Kiedyś używało się foczego futra – stąd nazwa potoczna, jednak dziś to przede wszystkim moher i materiał syntetyczny lub miks obu, ponieważ moher daje świetny poślizg (glide), a syntetyk trzymanie (grip);

kije – jedno- lub dwuczęściowe (trzyczęściowych nie polecam), ważne, aby miały duży talerzyk i widię;

plecak – z możliwością przypięcia nart – to łatwy patent, zatem można go zastosować w prawie każdym plecaku. W środku na trening koniecznie: zapasowa odzież – czapka, rękawiczki, folia NRC, coś do zjedzenia, picie, czasem raki, czołówka, gogle;

ABC lawinowe detektor lawinowy, łopata, sonda – zimą potrzebny każdemu przebywającemu w terenie zagrożonym lawinami.

Dodatkowy: raki, czekan, czołówka, gogle.

Odzież do skiturów, jak każda przeznaczona do uprawiania sportów aerobowych zimą, nie może krępować ruchów, musi oddychać, a warstwa zewnętrzna często zakładana na zjazd powinna być wiatroszczelna i wodoodporna. Spokojnie, nada się większość naszych ciuchów biegowych. Sprzęt gotowy, czas na trening. Podobnie jak w przypadku biegania, trasę dobieramy pod względem własnych umiejętności oraz warunków pogodowych.

Na terenie TPN-u w górę możemy poruszać się wszystkim szlakami pieszymi, poza trzema zamkniętymi zimą: Grzybowiec–Giewont, przez Świstówkę do Morskiego Oka oraz Doliną Tomanową na Chudą Przełączkę. Tylko w górę natomiast możemy podchodzić na szlakach: Hala Gąsienicowa–Liliowe, Myślenickie Turnie–Kasprowy Wierch, lecz nie wolno nimi zjeżdżać. Podyktowane to jest względami bezpieczeństwa.

Dodatkowo zyskujemy kilkanaście kilometrów szlaków narciarskich, np. Kuźnice–Hala Kondratowa, Hala Kondratowa–Dolina Goryczkowa oraz nartostrada Kuźnice–Dolina Gąsienicowa.

zdjęcie: Archiwum Autora

Foki założone – ruszamy!

Idąc w górę, staramy się posuwać nartami i stabilizować kijami sylwetkę, a gdzie to możliwe, odpychamy się nimi lub podpieramy. Już na starcie czuć, że lekko nie będzie. Tempo spokojnie można dostosować do założeń treningowych. Podczas tego rodzaju aktywności pracują wszystkie mięśnie, nawet te, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, bo podczas biegania nie dają o sobie znać. Zima to idealny czas, by „zagęścić” nasze mięśnie, czyli je wzmocnić. Plecy, ręce, brzuch ostro popracują na skiturach, można zbudować też siłę nóg, a przy okazji oszczędzić kolana czy biodra (ale trzeba umieć jeździć na nartach!). Zjazd tak mocno nie obciąża stawów jak zbieg!

Najpopularniejsza trasa Kuźnice–Kasprowy Wierch–Kuźnice (przez Goryczkową) to ok. dwie godziny treningu i tysiąc metrów deniwelacji, a wariant ten można rozbudowywać w nieskończoność.

Skitury pozwolą zbudować siłę, wytrzymałość, ale niestety nie sprawią, że staniemy się szybsi. Na pewno silniejsi i dotlenieni. Ale czy w lutym zależy nam na szybkości? Każdy musi znaleźć na nie swoją odpowiedź.

W zamian na pewno odpoczniemy psychicznie od biegania, w dodatku nie rezygnując z gór, pozwolimy naprawić się naszym stawom, a przede wszystkim znajdziemy masę frajdy w jeździe tam, gdzie mało kto dociera, bo białego puchu będzie po pachy. I ubawu też! Najwięksi ultrasi zaczynali kariery właśnie na skiturach i do dzisiaj są im wierni. Przykład? Kilian Jornet. Sam co roku obserwuję wzrost zainteresowania skiturami jako formą treningu alternatywnego – często chodzę na pierwsze tury z ludźmi z różnych środowisk, także z biegaczami, którzy nigdy skiturów nie zaliczyli, a chcą tego spróbować. Wszyscy wracają, bo narciarstwo wysokogórskie to nieuleczalny wirus.

To droga zabawa – często słyszę ten argument, ale wszystko zależy od podejścia. Komplet dobrego sprzętu to wydatek ok. 8 tysięcy złotych, ale jak coś jest dla zdrowia, to nic nie kosztuje. Nie jeździcie przecież na wyciągach, więc każdy dzień to stówka w kieszeni, poza tym zawsze można sprzęt wypożyczyć. Jak nie spróbujecie, to się nie dowiecie.

Do zobaczenia zimą w górach na skiturach!

Przemysław Sobczyk - ultramaratończyk, zwycięzca pierwszego Biegu Ultra Granią Tatr 2013, drugi na BUGT 2015, wycięzca i rekordzista Biegu Rzeźnika 2014 (w parze z Kubą Wiśniewskim), przewodnik tatrzański, skialpinista.

Tekst pochodzi z Magazynu ULTRA#9

Zdjęcie główne: Piotr Dymus

Pozostałe artykuły