Redakcja KR

WSZYSCY JESTEŚMY DEENESAMI! - Rafał Kot

Szczytno, 02.04.2020

Brak jasno wytyczonego celu to dla sportowca znalezienie się w próżni. Nie wiadomo jak trenować, jak ułożyć plan, kiedy pojawi się realna szansa na zorganizowany start. Makrocykl, mikrocykl, BPS, szlif, dieta, regeneracja i inne składowe przygotowań lecą do kosza, schodzą na dalszy plan. Ale czy na pewno? Na jak daleki plan? Pytamy więc naszych profesjonalnych Ultrasów, jak zamierzają rozegrać ten bliżej nieokreślony okres walki z epidemią, która mocno ogranicza nam wszystkim biegowe zamierzenia. Na pewno łączy nas jedno – WSZYSCY JESTEŚMY DEENESAMI, czyli przewrotnie rzecz ujmując, na liście startowej mamy wpisane: DID NOT START. Jak biegacze profi przeżywają swój DNS?

Zdjęcie główne: Jacek Deneka / UltraLovers / TUT

Bieganie to najważniejsza z najmniej ważnych rzeczy w życiu amatora. A jak to wygląda u Ciebie?

Dla mnie bieganie stało się chyba najważniejszym elementem mojego życia – zarówno prywatnego jak i zawodowego. To cały czas także, a może przede wszystkim pasja, ale powoli szło to w kierunku coraz większej profesjonalizacji. Oczywiście da się żyć i istnieje życie bez biegania, czy nawet szerzej – bez sportu. Ale o ile uboższe jest takie życie.

Życie z biegania to zawód, który teraz ciężko wykonywać. Jakie masz sposoby, żeby „sportowo” nie splajtować?

Szczerze – na chwilę obecną nie mam sposobu. Nie interesuje mnie nagła przemiana we wszechwiedzącego social medialnego influencera. Jeśli kogoś inspirowałem, to głównie swoją pracą i wymiernymi wynikami sportowymi. Nie mam złudzeń – niedługo trzeba będzie się mocno „przebranżowić”, co przy czekającym nas kryzysie łatwe również nie będzie.

zdjęcie: Jacek Deneka UltraLovers / Gorce Ultra Trail

Dla niektórych zawodowych biegaczy przełożone imprezy to najgorszy scenariusz, dla innych zbawienny zbieg okoliczności, bo na przykład mieli poszatkowany kontuzjami okres przygotowawczy. W której jesteś grupie i dlaczego?

U mnie połowa kwietnia to miały być główne starty pierwszej połowy roku – Patagonia UTWT i MP 24h. Na ten czas szykowałem szczyt formy. Zimowe przygotowania i pierwsze starty tego roku dawały nadzieję, że ten sezon będzie bardzo udany.

Czy da się „sztucznie” wykonywać plany treningowe? Czyli trenować jak było zaplanowane, samotnie realizować wszystkie jednostki i samotne zawody. Na przykład do maratonu. Czy to nie jest konieczne i przerwa przyda się także Wam?

Pewnie się da, tylko kluczowe dla mnie jest pytanie – po co? Tym bardziej, że przepisy zmieniają się bardzo szybko i co chwila wchodzą nowe obostrzenia. Zaplanujesz sobie coś, co na drugi dzień się dezaktualizuje i jest nie do zrealizowania. Nie ma dla mnie frajdy trenowanie z myślą, że łamię jakieś zakazy. Tym bardziej jakieś „nielegalne” zawody, a dostałem taką propozycję. Dochodzi jeszcze jedno ważne słowo – odpowiedzialność.

zdjęcie: Wlausza Fotografia / Zimowy Janosik

Czy zawodowiec umie wykrzesać z siebie zasoby energii do utrzymania formy na najwyższym poziomie? jak przekonać głowę, że leśny start maratoński to jest jak zaplanowana rok, pół roku wcześniej wielka impreza masowa?

Ja osobiście nie potrzebuję atmosfery wielkiej imprezy masowej, tłumu kibiców, którzy będą mnie nieśli od startu do mety. Mam naturę biegowego samotnika – najczęściej samotne treningi, starty często w kameralnych imprezach, na których jesteś sam ze sobą. Dlatego pod tym względem dla mnie niewiele się zmieniło – i przed epidemią zazwyczaj trenowałem i biegałem w miejscach, w których nikogo nie spotykałem. Ale kwestia formy – nie da się jej utrzymać w najwyższym punkcie na zasadzie „stand by”. Przygotowujesz się, by w tym kulminacyjnym momencie, na te konkretne zawody był najwyższy punkt formy. Nie jesteś w stanie utrzymać szczytu formy przez kilka miesięcy. Zresztą – w jakim celu i na jak długo? Tego dziś nie wie nikt. A wiele wskazuje na to, że czeka nas dobrych kilka miesięcy bez jakichkolwiek zawodów biegowych. Dlatego jeśli o mnie chodzi, to wszedłem w stan treningów „na przetrzymanie”.

Jak może odbić się na życiu zawodowców czas epidemii? Niekoniecznie pod kątem formy sportowej, ale od strony czysto marketingowej, zobowiązań sponsorskich?

Tu chyba też już nikt nie ma złudzeń, że ten świat sprzed kilku tygodni przestał istnieć. Nie ze wszystkimi firmami, z którymi współpracuję lub z którymi miałem wstępne ustalenia na ten rok już rozmawiałem, ale ciężko oczekiwać od kogokolwiek wsparcia na dotychczasowym poziomie, skoro cała branża stoi. Poza tym – po co mi sprzęt na dany projekt, skoro ten projekt w tym momencie jest niewykonalny, choćby z powodu zamkniętych granic i szlaków. Ta sytuacja dotyka nas wszystkich – producentów, sponsorów, organizatorów, zawodników. Obawiam się, że ten stan – przynajmniej w odniesieniu do naszej branży – trochę potrwa.  To będzie ogromny test dla nas wszystkich.

zdjęcie: Karolina Krawczyk / Tri City Trail

Jesteście biegaczami z tej samej i zarazem innej bajki. Równanie się z Wami przez zwykłych śmiertelników  pod względem przygotowań, kilometrażu, zasobów prędkości, czasu poświęcanego na trening, dietę, regenerację jest niemożliwe. Jaki macie przekaz dla amatorów na czas epidemii?

Żeby nie popadać w marazm i zniechęcenie. Żeby mimo wszystko uśmiechać się do siebie. Paradoksalnie ten stan może w nas wyzwolić pewną energię. Pchnąć nas do działań i aktywności, których już nigdy byśmy nie podjęli zagrzebani w wygodzie dotychczasowego życia. Niektórzy z nas być może po raz kolejny zaczną od zera – wtedy droga może być tylko w górę.

Pozostałe artykuły