Dawid Streit
Biegacz amator

Brooks Caldera 3

Bielsko-Biała, 22.05.2019

Bo tym co dobre należy się dzielić ...

Biegam od 10 lat. Biegam wszystko, najchętniej długo i po górach, ale szybką dyszką też nie pogardzę. Biegałem już w butach ze sportowego dyskontu, w butach, które używa sam Killian, w butach z haczykiem oraz tych z paskami, bodajże trzema… Aż w końcu trafiłem na markę kojarzoną z gościem jedzącym trawę i ścigającym się po kanionach z Indianami. Zaczynałem standardowo od Cascadii, następnie naturalnie były pureGrity, pobiegałem też w Mazamach. Każde wspominam dobrze i do tej pory po nie sięgam. Ale dopiero Caldery zostały moim „number one”.

     Z butami Brooks Caldera łączy mnie już trzy letnia zażyłość. Zaczęło się od pierwszej wersji wiosną 2017, do tej pory przebiegły już ok. 1200 km i nadal są jednym z ulubionych butów do codziennych treningów. Zaraz po premierze w 2018 roku zakupiłem drugą odsłonę, która została butem startowym sezonu. Ukończyliśmy razem Rzeźnika, Bieg 7 Dolin oraz trzy razy stawaliśmy na pudle krótszych mocno technicznych tras: BUT10, „masakrycznego” Szybkiego Pozora oraz Zimowego Speed Leśnika.

     Po takich doświadczeniach z poprzednimi wersjami, cieszyłem się jak dziecko, kiedy początkiem kwietnia trafiły do mnie Caldery z numerem 3. Kiedy je dostałem do pierwszego startu w górach w sezonie miałem tydzień. Testy więc rozpoczęły się wyjątkowo ostro. Ten, kto wie, jakie warunki panowały podczas Leśnika Wiosna, wie, że słowo ostro nie oddaje tego co działo się na trasie…

Trójka jest jak dla mnie najładniejszą odsłoną tego poduszkowca, ale po zawodach ten walor często nie ma znaczenia:

     Caldera3 jest, najlepiej rzecz ujmując, butem dla biegaczy, którzy nie chcą rezygnować z komfortu ani z szybkości. Jest też idealnym wyborem dla ludzi szukających uniwersalnego buta w góry, ale Cascadia jest już dla nich za ciężka. Tak jak w innych butach od marki Brooks nasza stopa dostaje maximum wygody i wsparcia. But po przebiegnięci kilku treningów dopasowuje się idealnie do naszej stopy. Nie ważne jaki dystans i jakie warunki na trasie na problemy ze stopami w żadnej z wersji Calder nie narzekałem. Tak samo jak stopą, dają one wytchnienie naszym nogą podczas długich zbiegów. Nawet fragmenty po tych piekielnych dziurawych płytach betonowych wydają się jakby znośniejsze. Jedyne co zastanawiało mnie to dość płytki bieżnik, ale po zeszłorocznym „Szybkim Pozoże” zwracam honor. Trasa była, delikatnie mówiąc, selektywna, a w połączeniu z padającym od kilkunastu godzin deszczem, śmiało można ją określić poligonem dla biegowych kamikaze. Niski drop (4mm) i kołyskowy kształt ułatwia prawidłowe przetaczanie stopy. A w połączeniu z niewielką wagą, jak na tą ilość amortyzacji, dobrze „radzą sobie” także na nogach ścigaczy.

     „In plus” jest trwałość, caldera1 – ponad 1200km (też asfalt), caldera2 -około 600km, a jak wyglądają, widać na zdjęciu wyżej. Trójka wydaje się być z nich najsolidniejsza, nie tracąc swoich walorów. A w moim odczuciu zyskuje dużo w ciepłe dni - wentylacja jest zauważalnie lepsza.

     W moim odczuciu jedynym minusem jest brak kieszonki na sznurówki. Można wspomagać się gumką do montażu stuptutów, niestety nie jest to idealne rozwiązanie. Sznurówki po zahaczeniu o gałęzie potrafią się rozwiązać.

     Z czystym sumieniem mogę polecić Caldery, bo mnie jak dotąd nie zawiodły na zawodach ani na treningach. Ja już wiem w jakich butach wystartuje w Bieszczadach na Rzeźniku, w B7D i kilku szybszych biegach. Dziwi mnie fakt, że pomimo swojej uniwersalności są to tak mało popularne buty.

Zdjęcie: Karolina Krawczyk
Zdjęcie: Karolina Krawczyk

 

 

Pozostałe artykuły