Redakcja KR

Bieg Rzeźnika - od przygody do nagrody. Rozmowa z Iwoną Górowską

25.05.2024

Iwona Górowska (z domu Turosz), ma Ultra w swoim DNA – jej babcia Zofia Turosz jest znaną biegaczką długodystansową. To dzięki niej zaczęła biegać. W 2008 roku wnuczka razem z babcią przebiegły wspólnie Maraton Warszawski. Rok później Iwona wystartowała w pierwszym ultra – Biegu Rzeźnika, od którego jej miłość do biegów górskich się zaczęła. Porozmawiałyśmy jak historia biegania ultra wygląda z jej perspektywy.

Zdjęcia: Ewa Janiec

 

 

Cześć Iwona! Biegasz dzięki inspiracji, jaką dała Ci Twoja babcia Zofia?

Tak, to dzięki niej. Moja babcia zapytana w podczas jednego z wywiadów: „Kiedy przestanie Pani biegać?” odpowiedziała: „Jak przebiegnę z wnuczką maraton”. Dziennikarz pytał dalej: „To ile wnuczka ma lat?” Babcia odpowiedziała zgodnie z prawdą - „trzy miesiące”. Dorastałam przyglądając się sukcesom babci. Mój pierwszy maraton był właśnie z Babcią Zofią. Dla mnie pierwsze 42,195 kilometry, a dla mojej 70 letniej ówcześnie babci, był to jubileuszowy 50 udział w biegu maratońskim. To babcia zaszczepiła we mnie miłość do biegania.

Zaczęłaś „ultra” dopiero od Biegu Rzeźnika? 

Tak, rok po maratonie z babcią zapisałam się na Bieg Rzeźnika. To był mój pierwszy bieg ultra w górach. Wtedy tak naprawdę nie wiedziałam, ani, że to jest bieg górski, ani nie znam słowa ultra. Chociaż babcia biegała już wcześniej 100km, pobiła rekord w biegu 24 godzinnym przebiegając 210km, to i tak nikt wtedy nie nazywał takich wyczynów ultra. W 2009 roku zapisując się na Bieg Rzeźnika nie myślałam, że startuje w zawodach ultra. To miała być taka po prostu górska przygoda. Choć tak naprawdę sama uważam, że prawdziwe ultra zaczyna się dopiero po setnym kilometrze.

To jak to dokładnie wyglądało 15 lat temu, kiedy pierwszy raz wybrałaś się na taką po prostu górską przygodę w ramach Biegu Rzeźnika?

Wtedy nie wiedziałam nic o bieganiu w górach. Wystartowałam z kolegą z klasy, który trenował biegi na 5-10km. Dojeżdżając okazało się, że on nigdy wcześniej nie był w Bieszczadach, ani żadnych  innych górach. Wspominam tę przygodę dobrze, chociaż nie obyło się bez utraty pary. Wojtek wytrzymał 30 km, dobiegł do Cisnej i postanowił przerwać bieg mając w głowie, że biegnąc dalej nie tylko się wykończy, ale i jego trener będzie na niego zły – miał tydzień później ważne zawody na 5km. Chociaż moja para się rozpadła, znalazłam innego partnera, który również stracił towarzysza biegu. Za zgodą dyrektora Biegu Rzeźnika – Mirka Bienieckiego mogliśmy kontynuować zawody. Chociaż rezultat naszego startu powinien skończyć się na podium, to przez zmianę pary nie zostaliśmy sklasyfikowani i nie ma nas w głównej liście zawodników. Nie myślałam wtedy o ściganiu, tylko o dobrej zabawie. Nie mieliśmy wypasionego sprzętu, biegłam w 30 letnich bawełnianych spodniach jeszcze za czasów panieństwa mojej mamy, nie miałam super oddychającej koszulki, a zwykły T-shirt z mojego klubu karate. Wtedy miałam na głowie burzę dredów i ogromną arafatkę, aby nie zmokły mi podczas deszczu. Nie miałam kamizelki biegowej z flaskami czy bukłakiem, a pas z malutkimi buteleczkami od mojej babci i to tyle z wyposażenia. To była prostu górska przygoda.

Czy to z tego pierwszego startu pochodzi słynna żółta koszulka, w której wygrałaś w 2023 Rzeźniczka?

Ta żółta koszulka jest z następnego startu w Biegu Rzeźnika, w 2010. Lubię do niej wracać – pokazuje historię moich początków, jest symbolem szczęścia i znakiem rozpoznawczym dla osób, które pamiętają Rzeźnika na starej trasie. Dla mnie jest symbolem kiedy to wszystko się zaczęło. Brałam w niej udział w wielu biegach. Wracając w ubiegłym roku na trasy Rzeźnickie, chciałam ponownie wystartować w szczęśliwej, ulubionej, żółtej koszulce, nawiązującej do moich początków biegania w Bieszczadach.

Analizując Twoją historię biegową lubisz wracać na te same imprezy, poprawiać swoje wyniki, stawać na podium. Co Cię najbardziej do tego motywuje? Czy to chęć porównania samej z sobą sprzed lat?

Tak naprawdę nie wracałam, żeby poprawiać wyniki czy porównywać siebie. Wracam na biegi, które lubię i szczególnie zapadły mi w pamięć. Ciężko jest porównać swoje wyniki, do tych sprzed 5-10 lat. Dziedzina biegów górskich się profesjonalizuje, konkurencja ostro trenuje, mamy lepszy sprzęt, więcej wiedzy. Rozwój dziedziny motywuje do pracy.

Czy przygotowujesz się jakoś specjalnie pod biegi ultra, takie jak Bieg Rzeźnika?

Specjalnie się nie przygotowuje. Wszystkie pozostałe moje aktywności jak wspinanie, skitury, czy początkowo karate i wielogodzinne chodzenie po górach wpisują się w kanon ultra, które są długotrwałym wysiłkiem. Nigdy specjalnie nie przykładałam się tego żeby trenować pod konkretne zawody w trudniejszych warunkach. Mój tryb życia to ciągłe ultra.

W temacie nawigacji - czy masz jakąś ciekawą historię ze zgubieniem trasy? 

To było na Sudeckiej Setce, jedno z najstarszych ultra w Polsce a moje pierwsze. Zgubiłam się… dokładnie przed metą. Jakiś kilometr – dwa przed metą. Minęło trzynaście lat, a ja dalej pamiętam jak zagubiona biegałam po miejscowości Boguszów-Gorce, w której usytuowana była meta. Biegałam za strzałkami szukając końca biegu, trafiłam nawet do biura zawodów bo tam pokierowały jakieś strzałki i zapytałam czy to meta. Okazało się, że meta jest na stadionie na górce. Organizatorzy znakowali trasę wyłącznie strzałkami namalowanymi na drzewach, które niekiedy naprawdę ciężko było zobaczyć. Straciłam co najmniej 20 minut, będąc zaraz obok mety nie wiedząc gdzie dokładnie jest koniec trasy i jak na niego trafić. Chociaż wygrałam ten bieg, to na początku mecie moja złość była dużo większa niż radość z wygranej.

Dziś aby zapobiec takiej sytuacji, możesz skorzystać z nawigacji w zegarku lub telefonie. Czy wgrywasz track zawodów w swój zegarek?

Nie korzystam, biegam ponad 15 lat i do tej pory polegam wyłącznie na znakowaniu tras. Dobre oznakowanie to kluczowy element organizacyjny imprezy. Sama przez pewien czas byłam po tej drugiej stronie – znakując trasę. Trzeba pamiętać, że nie każdy uczestnik posiada zegarek z nawigacją, a telefon w górach, gdzie często są odcinki bez zasięgu – bez pobranych map offline również nam w trudnej sytuacji nie pomoże.

Znaczyłaś biegi? Czy to trudne zadanie?

Znakowanie tras jest mega ważne i osoby, które się tym zajmują odgrywają znaczącą rolę podczas organizacji biegu. Trzeba to robić umiejętnie, aby oznaczenia były widoczne, ale nie było ich ani za dużo, ani za mało. Dobre znakowanie to podstawa dobrej zabawy i może zapobiec zszarganym nerwom wielu biegaczy, którzy przy kiepsko oznaczonej trasie mogą się zgubić, zrezygnować. Tak jak wspominasz znakowanie jest trudne, bo wiąże się z odpowiedzialnością. To na barkach znaczącego ciąży odpowiedzialność czy ludzie będą dobrze wspominać trasę czy przez zamyślenie, zmęczenie, pobiegnięcie błędnie za kimś stracą czas, nerwy i nie wrócą na odpowiednią trasę. Zadanie trudne i bardzo męczące, bo zazwyczaj trzeba było po oznaczeniu jeszcze przed samym startem zrobić filtr  czyli sprawdzić czy nikt postronny oznaczeń nie pościągał, lub gorzej – nie przeniósł w złym kierunku. A po zawodach zdjąć – nie bierzesz udziału, a biegniesz na robocie trasę 2-3 razy. 

Czy stosujesz patenty jak Sudocream, plastry żelowe, chusteczki lub inne?

To co zawsze mam ze sobą to tejpy, takie do kinesiotapingu, których używają fizjoterapeuci – jeśli potrzebuję coś zakleić to właśnie tym. Nie stosuję innych wyszukanych patentów.

Czy miałaś kiedyś tak mocny moment słabości podczas biegu ultra i chciałaś zejść z trasy? 

Raz, ale to nie było zejście z trasy przez słabość głowy czy ciała, zeszłam z trasy z powodu kontuzji. Poważnie skręciłam kostkę na Nocnym Maratonie Bieszczadzkim. Kiedyś myślałam o zejściu z trasy na zawodach skiturowych - Memoriale Jana Strzeleckiego, ale nie zeszłam. Ukończyłam. Oczywiście na mecie się cieszyłam.  Choć po zawodach miałam też mieszane uczucia czy nie lepiej było odpuścić niż męczyć ciało po chorobie.

Jak myślisz dlaczego problem słabej psychiki na ultra Cię nie złamał?

Może to przez to, że robię to co lubię? Na swojej pierwszej setce, skupiałam się ile jeszcze kilometrów zostało i z każdym coraz mniej. Były znakowania co 10km i widząc „zostało tylko (to tylko to kluczowe słowo w mojej głowie) 20km” pomyślałam z dumą i satysfakcją, że za mną już 80km, a zostało tylko (a nie aż) 20km. Dziś niezależnie od kilometrażu lubię do tego „zostało tylko 20km” wracać. Na 28km Rzeźniczku też tak myślę. Niektórzy biegną od górki do górki, od drzewa do drzewa. To wszystko pomaga napierać naprzód mimo zmęczenia.

Odliczasz sobie 20 km do mety, to jaki był najdłuższy bieg w jakim wystartowałaś?

Andorra Ultra Trail – stumilak czyli 170km i 13,5 tysiąca przewyższenia. Wspominam ten bieg jako jedną z najpiękniejszych moich przygód. Biegłam długo, ponad 50 godzin, czyli noc, dzień, noc. Ukończyłam jako 4 kobieta.

Co zabierasz na przepak przy tak długim biegu?

Piwko! Niektórzy biorą Coca Colę inni Redbulla, a ja… piwko i to przez babcię! Babcia opowiadała jak biegła setkę, chyba na Słowacji. Nie miała swojego supportu i oprócz zmęczenia była bardzo spragniona. Któryś z wolontariuszy podał jej picie na punkcie, które okazało się piwem. Po latach wspomina, że to było najlepsze piwo jakie kiedykolwiek wypiła. Także wzoruje się na najlepszych. (śmiech). Malutkie piweczko może pomóc, a w czasach jak moja babcia biegała setki (lata 80) Coca Cola była drogim i trudnodostępnym rarytasem. Jeśli chodzi o wyposażenie, zawsze mam ubrania na każdą możliwą pogodę. Jeśli startuję w nocy, mam coś cienkiego do przebrania, jak startuję za dobrej pogody, to zawsze mam drugą parę butów i suchą odzież w razie jej załamania. 

Dlaczego tak bardzo lubisz biegać w Bieszczadach? Czy to dlatego, że sama jesteś podkarpacianką z krwi i kości?

Moim zdaniem Bieszczady to jedne z najpiękniejszych gór. Dodatkowo są bardzo biegowe i widokowe. Nie trzeba daleko wybiec, aby cieszyć się pięknymi panoramami, ale też z drugiej strony żeby mieć ciekawą trasę, najlepiej jest biec z punktu A do punktu B, co wymaga trochę logistyki – aby ktoś nas podwiózł czy kończy się łapaniem stopa, ale na szczęście nie jest trudno o podwózkę.

Bieg Rzeźnika z kijami czy bez? Jaki masz stosunek do używania kijów na ultra?

Pierwszy i drugi  Bieg Rzeźnika biegłam z kijami, kolejnych nie pamiętam, a mam na koncie ukończone 4 Biegi Rzeźnika na starej trasie. Brać czy nie odpowiedź brzmi – to zależy. Przede wszystkim od tego czy ktoś potrafi biegać z kijami czy nie. Kije na ultra są dużą pomocą, ale nieumiejętnie używane potrafią więcej przeszkadzać niż pomagać. Przeszkadzać nie tylko sobie ale też innym zawodnikom. Kamizelka z kołczanem lub wygodny sposób ich podpięcia jest fajnym rozwiązaniem aby trochę „odpocząć” na płaskich odcinkach albo schować kije których jednak nie używamy. Gdybym miała się opowiedzieć za bieganiem z kijami lub przeciw – będę przeciw. Chciałabym, aby to nasze bieganie w górach było bardziej „czyste”, bez wspomagania. Jednak jeśli kije są dopuszczone, trasa długa i ze sporym przewyższeniem – sama ich używam. Niestety przez wiele lat biegania ultra, oberwałam też kilka razy poważnie od kijów nieumiejętnie używanych przez innych biegaczy.

Czy trenujesz jedzenie przed biegami ultra?

Nie trenuję żołądka. Uprawiam wiele wytrzymałościowych sportów od tylu lat, że mój organizm chyba przystosował się do długotrwałego wysiłku z nieregularnym jedzeniem w trakcie. Nie mam nad sobą trenera czy dietetyka, który odciążyłby mnie od wyboru menu, a zarazem przypilnował aby odpowiednio zająć się tzw. ładowanie węgli itd..

Na bazie swojego doświadczenia co zasugerowałabyś debiutantom odnośnie żywienia podczas pierwszego Biegu Rzeźnika?

Nie eksperymentujcie. Jeśli nie przyzwyczailiście żołądku do jedzenia żela co 45minut, nie próbujcie tego na pierwszym ultra. Większość debiutantów nie ściga się w czołówce, więc uczestnicząc w Biegu Rzeźnika dla przygody, a nie ścigania - jesteśmy w stanie przebiec go na tym co jest dostępne do jedzenia na punktach oraz na tym normalnym jedzeniu, które jemy na co dzień, kanapce z serem czy dżemem, znanym batonie, tabliczce czekolady, owocach. Żele i odżywki, do których nie przyzwyczailiśmy naszego organizmu – można zacząć wracać... A w razie problemów żołądkowych co nam może pomóć? Na przykład ugotowany ziemniak z sola pomoże przy problemach z żołądkiem, na niektórych dobrze działa wygazowana kola, ja lubię też zieloną herbatę, choć nie jest ona najlepsza do nawodniania organizmu, ale potrafi zmienić smak po słodkim jedzeniu i picu. Z izotoników najbardziej lubię naturalną wersję - wodę z miodem, cytryną i solą.

 

Jak radzisz sobie ze zmęczeniem podczas długich biegów, takich jak Rzeźnik?

W każdym ultra ogromną rolę odgrywa – głowa.  Bieg Rzeźnika jest długim, ale nie ekstremalnie długim biegiem, podczas którego będziemy musieli się zdrzemnąć. Nasz zdrowy organizm jest w stanie funkcjonować przez te zgodne z limitem czasu 17 godzin bez przerwy. Nasze nogi są bardzo ważne, ale mówi się, że to właśnie głową biega się ultra. Często śpiewam sobie w głowie piosenki, przywołuje sobie fajne wspomnienia i wyobrażam sobie swoją radość podczas wbiegania ma metę. Można też w razie kryzysu wyznaczać sobie małe cele, np. bieg od drzewa do drzewa, od górki do górki, do kolejnego punktu odżywczego. Ale z drugiej strony, też nic na siłę.

Jak radzisz sobie ze zmiennymi warunkami pogodowymi, które mogą wystąpić podczas biegu ultra? Co zawsze masz w plecaku?

Zawsze mam mały zapas jedzenia - awaryjnego batona, żel. Z odzieży buff, rękawiczki i kurtkę przeciwdeszczową. Do tego folię NRC, no chyba że zapomnę jej zabrać ze sobą…  Ale tak, folia NRC to „must have”!

Czy używałaś na jakichś zawodach w parach holu? Czy poleciłabyś takie rozwiązanie debiutantom?

Na zwykłych zawodach biegowych nie, ale używałam podczas udziału w swimrunnie, gdzie również startuje się w parach czy zawodach, w których zawodnicy obowiązkowo są w kasku i uprzęży - jak letnia Pierra Menta. Podczas swimranu, dzięki holu przede wszystkim łatwiej się odnaleźć w wodzie – nie szukamy się po jeziorze, nikt nie zmieni kursu w bok.  Debiutantom zasugerowałabym przemyśleć sprawę – czy znamy na tyle partnera, że nam to pomoże, a nie zaszkodzi. Hol jeśli ma dobrze działać muszą go używać zgrane i dobrze znające się osoby. Osoba z przodu nie może przesadzić z tempem oraz przy holu kluczową kwestię odgrywa ego – czy pozwolisz sobie być tym holowanym? Czy nie przeforsujesz się próbując ciągle być tym z przodu? Nie sugerowałabym hola jako wyposażenia podstawowego podczasu biegu w parach.

Czyli zgranie z partnerem jest najważniejsze podczas biegu w parach jak Bieg Rzeźnika?

Po przygotowaniu fizycznym obu uczestników, zgranie partnerów jest to kolejnym kluczowym elementem, aby bieg ukończyć w zgodzie i czerpać radość ze startu dla stron. Nie znając partnera możemy jego dojechać, albo siebie zajechać. Jeden może narzucać zbyt szybkie tempo na podejściu, a drugi na zbiegach i czasem ciężko o dobry kompromis nie znając swoich możliwości względem drugiej osoby. Jeśli startujemy z bliską nam osobą, z którą jesteśmy zgrani podczas tak wymagających wyzwań – nawet jak coś nie pójdzie, to w dobrym towarzystwie będziemy mimo przeszkód mogli łatwiej wspólnie przeżywać trudy i mieć wspólne wyjątkowe wspomnienia. Trzeba też pamiętać, że nawet start z najbliższą nam osobą, dobrym przyjacielem nie jest gwarancją sukcesu w parze podczas ultra. Dobrze jeśli jest to osoba, z którą mieliśmy okazje wspólnie zmagać się z wyzwaniami, zmęczeniem, stresem i sposób zachowania tej osoby nam odpowiada. Ważne jest też podobne spojrzenie na rywalizacje oraz cel zawodów. Dwie panikujące i złoszczące się na siebie w razie kłopotów osoby to przepis na zerwanie przyjaźni, związku, ale bardzo często takie wyzwanie po prostu cementuje relacje. Dobre flow z partnerem podczas startu w parach to podstawa, aby bieg był wspominany jako ten udany, a nie wspólna trauma. Kilkukrotnie startowałam z mężem, przyjaciółką, kumplami ale też zdarzyło mi się „związać holem” z nieznanymi mi wcześniej osobami. Każdy start był udany, wiele z nich wygranych i żaden nie poróżnił nas jako partnerów a jedynie umocnił relacje.

Co należy zrobić jeśli chcemy zrezygnować z kontynuowania biegu?

Przede wszystkim powiadomić o tym o tym organizatora. Z perspektywy Ratowniczki GOPR, to właśnie najczęściej osoby rezygnujące z biegu, ale nie przekazujące tej informacji do odpowiednich osób generują niepotrzebny stres dla organizatora i służb obstawiających bieg. Zejście bez informacji nie kończy się od razu akcją poszukiwawczą, ale zawsze rozpoczyna dochodzenie co stało się z zawodnikiem, którego nie ma na mecie i nie przekazał informacji co z nim. Jeśli chcemy przerwać bieg, ale mamy siłę dotrzeć do najbliższego punktu – warto tam zgłosić rezygnację wolontariuszom, którzy dalej o nas zadbają. Natomiast jeśli spotka nas kontuzja czy inna sytuacja wykluczająca z dalszego biegu, musimy zgłosić to służbom zabezpieczającym bieg. Numer kontaktowy w razie takiej sytuacji jest zazwyczaj podawany na numerze startowym lub/i na odprawie. Pamiętajmy o tym, że po zgłoszeniu swojego miejsca, z którego potrzebujemy pomocy - nie możemy go zmienić, aby nie utrudniać dotarcia pomocy.

Na jaki dystans podczas X Festiwalu Biegu Rzeźnika wybierasz się w tym roku?

Wracam na Rzeźniczka. Chciałabym pobić swój czas podczas ubiegłorocznego zwycięstwa, ale nie jest to dla mnie najważniejszy cel tego startu. Chcę po prostu pobiec i cieszyć się byciem „na Rzeźniku”.

Masz jakieś marzenia związane z Biegiem Rzeźnika?

Chciałabym pobiec z tatą Bieg Rzeźnika na starej trasie. Marzę też o zejściu poniżej 10 godzin, może już nie z tatą w parze i myślę, że oba marzenia są realne do spełnienia w przyszłości.

Czy jako Ratowniczka Ochotniczka Grupy Bieszczadzkiej GOPR ratowałaś kiedyś kogoś z uczestników Biegu Rzeźnika?
Tak i to nie raz. W ubiegłym roku jako ratownicy jechaliśmy po parę wychłodzonych biegaczy zmagających się z Rzeźnikiem Ultra. Okazało się, że postanowili przerwać bieg, a jeden z nich nie ma przy sobie foli NRC. Byliśmy zaskoczeni - jak to nie ma foli, przecież należy do wyposażenia obowiązkowego? Powiedział, że zostawił ją na punkcie kilka kilometrów po starcie, ponieważ stwierdził, że jest czerwiec i piękna pogoda, to co on będzie brał ją dalej ze sobą… A skończył opatulony kocem ratowników. Wniosek nasuwa się sam, wyposażenia obowiązkowego nie lekceważymy, ono naprawdę jest po to aby nam albo komuś pomóc, a nie dołożyć na złość te kilka gram.

Czy support na biegach ultra jest tylko dla pro zawodników, którzy walczą o zwycięstwo? Czy Twoim zdaniem każdy kto tylko ma taką możliwość powinien poprosić bliskich o wsparcie?

W dzisiejszych czasach profesjonalizacji biegów górskich, dla każdego ścigającego się o najwyższe lokaty, support jest nieodzownym elementem zawodów. Amatorom support może pomóc, ale też utrudnić pod względem emocjonalnym – będziemy chcieli spędzić z bliskimi na punkcie jak najwięcej czasu, a będziemy skupieni na biegu, nie na przyjacielu, mężu, żonie, mamie. Do tego ze zmęczenia możemy być wybredni, niemili, rozkazujący. Wsparcie bliskich jest cudowne. Sama zazwyczaj biegałam bez supportu i wiele razy zazdrościłam tym którzy go mieli na punktach. Teraz jeśli nie jest to zbyt trudne logistycznie, staram się zorganizować sobie taką pomoc choćby na jednym z punktów, ale będąc mamą małej Gai, wolę spotkać córkę na mecie, a nie podczas biegu. Nie chciałabym widzieć ją w stanie, w którym będzie płakać i oczekiwać mojej uwagi, a ja mam jeszcze trochę kilometrów do ukończenia biegu i nie mogę zaspokoić jej potrzeb. Jeśli nasi bliscy chcą być naszym suportem – warto aby nam pomogli, ale na siłę nie ma co ich namawiać, aby nie skończyło się to większą frustracją zamiast pomocą.

Jakie są największe błędy jakie popełniłaś podczas startu w ultra?

Było ich kilka, moim zdaniem uczymy się na swoich doświadczeniach i ich konsekwencjach. Moje błędy to brak dobrej weryfikacji sprzętu odpowiednio wcześniej. Raz pojechałam na zawody i nie wzięłam ze sobą dowodu i musiałam się wracać 300 km do domu. Innym razem nie sprawdziłam dobrze bukłaka, który między jednym użyciem, a drugim nie został dobrze przepłukany i spleśniał w środku… Na tym biegu miałam tylko małego flaska. Innym razem pobiegłam w jednym bucie z wkładką, drugim bez wkładki, po prostu nie wyłapałam tego w domu pakując się w trasę. Jeszcze innym razem tak przestawiałam budzik, że obudziłam się 20 minut przed startem, dobrze że spaliśmy zaraz obok na parkingu w aucie. Wszystko te wpadki były odczuwalne, ale nigdy aż na tyle, aby nie ukończyć albo zepsuć całkiem bieg. To co sugerowałabym mniej doświadczonym oraz tym doświadczonym też – sprawdźcie dwa razy przed wyjściem z domu - czy na pewno wszystko spakowaliście. I przeczytajcie regulamin.

Masz jakąś radę tylko dla kobiet?

Na tak długie zawody jak ultra zawsze weźcie ze sobą tampony, podpaski, kubeczek lub inne metody, które stosujecie przy miesiączce, szczególnie przy mniej nieregularnym cyklu, ponieważ wtedy nigdy nie wiecie co spotka Was na długiej trasie podczas wysiłku.

Wspomniałaś, że jesteś mamą małej córki. Czy widzisz różnicę w Twoich startach przed i po ciąży?

Po ciąży moje starty są chyba mocniejsze, ale nie uważam, że jest to bezpośredni skutek zostania mamą. Chyba raczej tego, że muszę bardziej zaplanować wyjście na trening.

Co zrobić aby się nie rozwieść podczas startów w parze? Jak nie zerwać przyjaźni, bliskich relacji?

Myślę, że trzeba się przede wszystkim wzajemnie słuchać. Nie skupiać wyłącznie na sobie i swoich potrzebach, ale dbać równie mocno o drugą stronę. I musimy mieć do tej przygody dużo dystansu. To tylko ultra.

Jak dużo trenujesz? Ile km robisz tygodniowo w 2024 roku a ile robiłaś na początku w 2009?

W 2024 biegam około 50km tygodniowo, a w 2009 myślę, że 50km to robiłam w ciągu miesiąca… Jak zaczynałam swoją przygodę z biegami górskimi, nie biegałam regularnie na co dzień.

Czyli kilometraż treningowy nie ma znaczenia, jeśli chce się tylko przetrwać i mieć fantastyczną przygodę na Biegu Rzeźnika?

Jeśli ktoś traktuje Bieg Rzeźnika wyłącznie jako przygodę, kilometraż treningowy nie ma dużego znaczenia. Jedynie nasuwa mi się pytanie – przygoda zaliczona, ale z jakim to będzie też skutkiem dla nieprzystosowanego organizmu? Bieg Rzeźnika ma wystarczający limit czasu (17 godzin), aby pod górę szybko iść, po płaskim biec, a w dół zbiegać. Jednak jeśli podejdziemy do startu profesjonalnie i z głową, to nasze ciało mniej na tym ucierpi, więc zawsze warto się przygotować.

Skąd masz tyle odwagi w sobie? Czy to ogromna pewność siebie czy zdobyte przez lata doświadczenie?

Raczej nie jestem pewna siebie. Jak byłam młodsza to każdy bieg był „bajabongo i do przodu”, dziś po operacjach kolana, podchodzę do startów w zawodach z większą dozą respektu i nieśmiałości. Doświadczenie zebrane latami w górach, na biegach, wspinaniu czy w ratownictwie na pewno pomagają. To wszystko pozwala bardziej poznać  i rozumieć swój organizm. Wiedzieć gdzie są granice. A są zazwyczaj one bardzo wysoko. Ja po prostu kocham to robić i robię to ponad 15 lat - stąd mogę być odbierana jako pewna siebie przez innych.

No właśnie, od dziecka chodzisz po górach, a dziś jako dorosła wspinasz się, biegasz, pływasz, chodzisz w jaskiniach, masz małe dziecko i jesteś Ratowniczką Ochotniczką Grupy Bieszczadzkiej GOPR. Jak łączysz tak wiele naraz?

To po prostu miłość do gór i styl życia. Staram się wyważyć wszystkie elementy. Z pewnością mam mniej pieniędzy, niż gdybym poświęciła się bardziej pracy niż pasji.  Teraz głównie jestem mamą na pełen etat, bo Gaja ma niecałe dwa lata. Jednak to właśnie pasje, rodzina, realizowanie planów są sensem życia. To też są życiowe wybory. Całe moje życie kręci się wokół gór, a mój mąż Mateusz ma podobne podejście, również jest ratownikiem GOPR, wspina się, pływa, biega. Jako małżeństwo dzielimy pasje i jesteśmy szczęśliwi móc żyjąc w taki sposób i takie życie chcemy pokazywać naszej Córce.

Na czym najbardziej skupiasz się podczas biegu?

Nie mam nic konkretnego, na czym skupiam 100% mojej uwagi. Ale od operacji kolan bardziej uważam, aby nie zrobić sobie krzywdy i nie rozwalić kolana kolejny raz. Szczególnie na zbiegu, dbam aby możliwie mądrze stawiać kroki.

Czym dla Ciebie jest Bieg Rzeźnika?

Punktem zwrotnym - czymś od czego zaczęła się moja miłość do biegania po górach. Traktuję Bieg Rzeźnika z ogromnym sentymentem, a do tego Bieszczady i ten cały klimat który tam panuje. Dla mnie jest niepowtarzalny.

Iwona, a jak wygrać ultra? Jaki jest Twój przepis na sukces?

Fajnie jest wygrać, ale czy ja dużo ultra wygrałam? Nie mam przepisu na sukces. Dla jednego wygraniem ultra będzie jego ukończenie w limicie, dla innego stanięcie na podium. To co dla mnie jest najważniejsze to po prostu ukończyć ultra szczęśliwą, bo to zawsze jest po prostu fajna przygoda.

Na jakich zawodach będzie można Cię spotkać w tym roku?

Tydzień przed Festiwalem Biegu Rzeźnika zapraszam na bieg mojej babci - Bieg Zośki Turosz w Leżajsku – 25 maja. Serdecznie zapraszam będzie to 15kilometrów crossowego biegania po okolicznych lasach. Później biegnę Rzeźniczka w Bieszczadach, chciałabym ponownie Bieg Granią Tatr, Bieg Marduły, Rosengarten Marathon.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia na trasach.

Również dziękuję, cześć!

Z Iwoną rozmawiała Ewa Janiec. 

Pozostałe artykuły