Ania Lis
Biegacz amator

Andrzej Bargiel "W górach znajduję spokój "

31.03.2023

Jego nazwisko znają w Polsce wszyscy - nawet Ci, którzy nie interesują się górami i osiągnięciami w skialpinizmie. Ma grono wiernych sympatyków nie tylko w kraju, lecz także na świecie. Szacunek budzą zarówno jego osiągnięcia, jak i postawa - pełna pokory wobec potęgi przyrody, pozbawiona ryzykanctwa. Rozmawiamy z Andrzejem Bargielem po raz drugi już w historii naszego magazynu - nie tylko o jego górskich wyprawach, lecz także o rodzinie, codziennym życiu, motywacji, treningu i czystej radości, którą czerpie z przebywania w górach wysokich i jazdy na nartach. 

Poniższa rozmowa to część szerokiego wywiadu przeprowadzonego przez Olę Belowską. Całość została opublikowana na łamach Magazynu ULTRA#45.

Dlaczego nie postawiłeś na niższe góry, tylko od razu Himalaje i Karakorum? Czy miało to związek właśnie z Twoim udziałem w wyprawach PHZ? 

Na początku byłem na Manaslu, na dwóch wyprawach pod Lhotse. Na pewno te góry są wyjątkowe, to dużo przestrzeni do działania. Bywałem też często w Alpach. Góry najwyższe robią też inne wrażenie. Jest w nich bardziej dziko – to jest chyba ten powód, dla którego się tam wraca. Można w nich odpocząć od takiego pędu, który mamy tu na co dzień – w domu, w  codziennej pracy, od codziennych obowiązków. Naprawdę lubię tam czasem jechać, odpocząć, skupić się na działaniu. To na pewno duży przywilej, że mam ku temu możliwości, by co jakiś czas w te góry wyjeżdżać. 

Ale nie uciekasz na trzy wyprawy w roku, jak kiedyś himalaiści złotej ery? 

Fajnie by było wyjeżdżać tyle razy w roku, ale generowałoby to duży bajzel w życiu codziennym. (śmiech) A to nie prowadzi do niczego dobrego, trzeba znaleźć jakiś kompromis. Nie wolno przesadzać. Można w nich siedzieć cały czas, ale jednak góry to nie wszystko. Nie chcę też, żeby ta moja działalność odbywała się kosztem najbliższej rodziny, bo gdyby mnie nie było, to te relacje by umierały. Staram się też nie generować wszystkim wokoło aż tak dużo stresu. A tu też żyjemy w górach, możemy się rozwijać na poziomie Tatr, możemy się wspinać, wypadać na jakieś wyjazdy tygodniowe czy krótsze. Mam góry na co dzień. Ciągle tu coś robię i daje mi to też dużo radości. 

 

050_BARGIEL ANDRZEJ 3.pdf 112 / zdjZdjęcie: Bartłomiej Pawlikowski/Red Bull Content Pool
Zdjęcie: Bartłomiej Pawlikowski/Red Bull Content Pool

Jesteś postrzegany jako rozważny człowiek zajmujący się górami, pełny pokory wobec gór. Jak to jest z Twoim respektem wobec gór? Byłeś dwa razy na Evereście, dwa razy się wycofałeś. Wrócisz? 

Nie wiem. (śmiech) Jak poczuję, że będę chciał, to może tam wrócę. Kiedy zbieramy doświadczenie, bywamy w górach często, to dostrzegamy zagrożenia, ich skalę i konsekwencje. Jestem w górach od lat, jestem także ratownikiem ochotnikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, skończyłem w zasadzie międzynarodowy kurs przewodnicki. Fizycznie też staram się rozwijać, spędzam bardzo dużo czasu w górach, dlatego znam konsekwencje tych działań i staram się działać zgodnie z procedurami. Jeśli warunki są dobre i wszystko nam sprzyja, można robić naprawdę trudne rzeczy, a gdy pewne rzeczy się nie składają, nie warto ryzykować, bo koniec końców to ma być przyjemność, przygoda, a nie walka na śmierć i życie. Wydaje mi się, że mam w miarę rozsądne podejście. Trzeba się nauczyć cierpliwości i złapać do tego pewien dystans. Ważne jest też, żeby nauczyć się, że wartością jest to, że możemy tam być i działać, niezależnie od tego, jak te wyprawy się kończą. 

Zdjęcie: Bartłomiej Pawlikowski
Zdjęcie: Bartłomiej Pawlikowski

Mam wrażenie, że dość dużo angażujesz się w działalność społeczną i charytatywną. Dlaczego? 

Dużo? No, dużo trochę, za dużo… (śmiech) Bo potem nie mam czasu prywatnego, dziewczyna mnie ściga. Staram się wykorzystywać swoje możliwości – to, że mi się udało, miałem szczęście, więc staram się pomagać. Być może też mam po prostu wyższą wrażliwość przez to, że ja też nie miałem lekko w życiu, więc dostrzegam osoby, które mają ciężko, mają ograniczenia – i staram się im pomagać tak, jak mogę. Z perspektywy czasu możemy sobie sami powiedzieć, że coś pozytywnego z tych naszych działań wynika. 

Każdy coś robi, jak może. Myślę, że wielu ludzi pomaga i wspiera jakieś inicjatywy, trzeba nasze społeczeństwo aktywować. I tak jestem w szoku, jak się zmobilizowaliśmy w obliczu konfliktu w Ukrainie. 

Wychowałem się w Łętowni, to jest taka mała miejscowość na granicy Beskidu Wyspowego i Makowskiego. Pamiętam, gdy zacząłem chodzić po Beskidzie na skiturach, to ludzie się za głowę łapali, bo jak to na nartach w górę?! Na nartach to się w dół zjeżdża! (śmiech) Tam też zacząłem biegać. To była moja prywatna przestrzeń. W domu było tłoczno, nie każdy miał swój pokój, dlatego ceniłem sobie tę przestrzeń, to, że mogę sobie wyjść pobiegać, odpocząć. To było moje miejsce, moja prywatność. 

Zawsze chciałem być ratownikiem, żeby móc pójść do schroniska i sobie tam po prostu posiedzieć. Jeszcze nigdy mi się to nie udało. 

Więcej przeczytasz w archwialnym numerze ULTRA #45 dostępnym tutaj. Wykup prenumeratę ULTRA i czerp z tego korzyści. Już w pierwszym dniu otrzymujasz dostęp do rabatów przyznanych przez naszych partnerów czy organizatorów biegów. Otrzymujesz dostęp do zamknietej grupy TEAM KINGRUNNER ULTRA na FB. Bądź częścią ULTRA i twórz z nami ciekawe treści, dziel się  historiami i emocjonującymi startami z Polski i całego Świata.

 

Pozostałe artykuły