Śnieżką znów zawładnęli biegacze! Prawie tysiąc startujących, kapitalne wyniki, wielkie emocje i najważniejsze - jedno uratowane życie!
Fot. otwarciowe: Jacek Deneka/Ultralovers
3 razy Śnieżka - 4000 chętnych
3 razy Śnieżka to jeden z nielicznych biegów w naszym kraju, który wyprzedaje się na pniu i to w ekspresowym tempie. W tym roku na 850 miejsc czyhało ponad 4 tysiące chętnych. Przekładając to na ulice Karpacza, gdzie rozgrywa się cały festiwal, to jakby wystartować chciał każdy mieszkaniec tego górskiego miasteczka. A na tych ulicach...ponad 20 tysięcy kibiców oglądało te piękne emocje!
Równo o 9 wystartowali wszyscy - od tych, co solo chcieli zdobyć Śnieżkę raz, inni co mieli chrapkę na dwa razy i vertical przez Kocioł Łomniczki, ultrasi z trzy razy, sztafety oraz bieg rodzinny. Na sam przód wyleciał Marcin Kubica i wraz z policyjnym radiowozem pognał w górę deptaku i ulicy gimnazjalnej pod lodowisko i stok narciarski Winterpol. Jego grę podjął - o dziwo - Dominik Milewski, w tym roku startujący na pełnym dystansie 3 razy Śnieżka. Chciał zgarnąć wielkiego szlema, czyli w trzy lata wygrać wszystkie trzy dystanse solo.
Ruszyli! Fot. Kasia Mojek
Mimo zapowiadanych wichur, które miały zrzucić odczuwalną temperaturę poniżej zera, u góry na grzbiecie (do zapamiętania: w polskich Karkonoszach nie ma grani - przyp. red.) nie było tak źle. Rozwiane chmury pozwoliły wyłonić się Królowej, a fotografom złapać piękne krajobrazy nie tylko samej kopuły, ale też alpejskich kotłów.
Na zakosach było tłoczno! Fot. Ultralovers
W ile wbiegasz z deptaku na Śnieżkę i z powrotem?
Bo od tego roku jest nowy rekord - Marcin Kubica (Salomon Polska) robi to w 1 godzinę i 18 minut, czyli szybciej o pięć minut niż Bart Przedwojewski trzy lata temu. Choć Marcin wygrał, trener Orłowski zwrócił uwagę, że “zakładali” być na szczycie dwie minuty szybciej. Marcin przyznał, że nie miał kogo gonić, dlatego wyszło 50 minut zamiast zakładanych 48. Kubica, który po pogubieniu trasy na MP w Szczawnicy, ostatecznie trafił do kadry na MŚ w Hiszpanii, dystans 18km + 1050 m przebiegł w tempie 4:15 min/km. Powtórzymy raz jeszcze. 4 minuty 15 sekund na kilometr, tysiąc up, po kocich łbach i wyrwikostkach.
Kubica lubi szybko i nowe rekordy! Fot. Ania Bielasik
Nowy rekord padł też u pań. Natalia Gruchała (Brooks Polska) wpadła na metę po 1 godzinie i 40 minutach - to sto dziewiętnaście sekund szybciej od Kasi Wilk dwa lata temu. O ile obawiała się nieco podbiegu, to wiedziała, że w dół śmignie jak natchniona i na pewno nie odda prowadzenia. Warto przypomnieć, że dla Natalii Śnieżka jest szczególna, bo to tu startowała po raz drugi w prawdziwych górach w życiu - przed rokiem była druga na dystansie średnim - 2x Śnieżka i był to jej najlepiej wyceniony bieg w karierze.
W Karpaczu na mecie duuużo się dzieje! Tu Natalia Gruchała z rekordem trasy! Fot. Kasia Mojek
- Marcin Kubica 1:18:30 - tempo 4:15/km
- Tomasz Kozłowicz 1:27:41 - 4:44/km
- Patryk Rogala 1:32:19 - 4:59/km
- Natalia Gruchała - 1:40:56 - 5:27/km
- Magdalena Bednarczyk - 1:42:39 - 5:32/km
- Ewelina Popiłka-Babińska - 2:02:58 - 6:38/km
Dwa razy Śnieżka
Dystans średni, czyli 36,5km +2020 prowadził przez jednej z piękniejszych polodowcowych kotłów w Karkonoszach, czyli Kotłem Łomniczki na drugiej pętli. Strome schody w pełnym - już wtedy - słońcu. Od początku prowadził lokals, czyli Paweł Czerniak (Black Hat Pro Team), a za nim utrzymywał się Jonasz Szewc. Na trzecim miejscu gonił Radek Boniec, ale niestety zszedł z trasy. Bardzo wysoko w open utrzymywały się panie - Ostatecznie w TOP10 cztery miejsca zgarnęły kobiety: Kasia Wilk była czwarta, Agnieszka Tatarek-Konik szósta, Agata Czech siódma, a Ala Białobłocka dziewiąta.
Kasia Wilk na dwóch pętlach jest szybsza od Kasi Wilk 2024 o 9 minut, co skutkuje kolejnym rekordem na tej imprezie. I chcecie nam powiedzieć, że trail w Polsce się nie rozwija!?
Paweł Czerniak (Black Hat Pro) leci po zwycięstwo! Fot. Jacek Deneka/Ultralovers
- Paweł Czerniak - 3:15:58 - 5:22/km
- Jonasz Szewc - 3:18:49 - 5:26/km
- Wojciech Merkwa - 3:36:22 - 5:55/km
- Katarzyna Wilk - 3:37:37 - 5:57/km
- Agnieszka Tatarek-Konik - 3:40:36 6:02/km
- Agata Czech - 3:51:1 - 6:19/km
Nowy sułtan i sułtanka Karpacza, czyli zwycięzcy 3 razy Śnieżka
Trzy pętle na Śnieżkę to naprawdę wyczyn, gdzie na 58 kilometrach zbiera się 3100 metrów przewyższenia, a w miarę płaskiego biegania są niecałe trzy kilometry od Słonecznika do Spalonej Strażnicy. Wygrać tę potyczkę w trzech aktach ze Śnieżką chcieli Dominik Milewski, który śmiało zapowiadał swój przyjazd w social mediach, Dawid Lulis, drugi przed rokiem, który zdążył wrócić przed śniegiem z obou z Livigno, Przemek Górak - obrońca tytułu sprzed roku. Dodatkowo odkupując pakiet na kilka tygodni przed startem, do tego grona dołączył Mikołaj Klimczak - był na rekonesansie wszystkich trzech pętli, a na bieżni mechanicznej symulował każdy z podbiegów. Oczywiście na liście była też legenda’ biegów w Karkonoszach i górach okalających Kotlinę Jeleniogórską, zawsze groźny Paweł Sadowski.
Piecem puścił się Dominik Milewski za prowadzącym dystans mini, czyli raz, Marcinem Kubicą. Nowe buty, wielki upał w drugiej części wyścigu sprawiły, że Dominik odparzył stopy, musiał korzystać z pomocy medycznej. Na prowadzenie wyszedł Miko Klimczak, biegnący w czubie z zawodnikami dystansu średniego. Wielki uśmiech, z którym pokonywał schody “Łomniczki”, flow, który towarzyszył mu na zbiegu ze Śnieżki sprawił, że mieszkaniec Smolca wpadł na metę w zatrważającym czasie 5 godzin 15 minut, miażdżąc rekord Przemka Góraka z poprzedniego roku o 20 minut. Zawsze po powrocie do domu córka Mikołaja pyta tatę, czy wygrał. Jestem ciekaw, jak opowiedział jej swoją wygraną w tak świetnym stylu i doskonałej zabawie! A no i jeszcze jak wytłumaczył tytuł, jakim ochrzcił go konferansjer zawodów, czyli “sułtan Karpacza na kolejny rok”. Dodatkowo trzeba nadmienić, że Mikołaj wygrałby też dystans średni, bo przybiegł na metę szybciej od Pawła Czerniaka oraz przybiegł szybciej niż wszystkie startujące sztafety.
Bieganie pod górę to świetna zabawa, zdaje się wyrażać mimiką Miko Klimczak. Fot. Konrad Jabukowicz/JakubowiczPhoto
Drugi na metę w deszczu z szampana i mgle rac wpadł… Dziki Sadek, jak na niego tutaj wołają. Paweł Sadowski pierwszy raz wystartował na 3xŚnieżka w 2014 roku, skończył wtedy ósmy. Przez kolejne lata dorzucił… pięć razy drugie miejsce i tym razem też był drugi, chociaż jego koledzy z drużyny Rudawy Janowice Wielkie zgotowali fiestę, jakby w końcu wygrał. Sadek jednak to drugie miejsce wziął z pełnią szczęścia! Trzeci finiszował Dawid Lulis poprawiając swój czas z poprzedniego roku o 10 minut.
Sadek wylądował na mecie, ale jeszcze w powietrzu! Fot. Kasia Mojek
U pań takich emocji nie było. Od startu do mety prowadziła żelazna Klaudia Petters, która bardziej ścigała się z facetami, przybiegała na metę, jako jako trzecia zawodniczka zarówno dystansu mini, jaki i średniego, ale za każdym razem robiła kółeczko i wracała na kolejną pętlę. Za trzecim razem zegar w końcu stanął i pokazał świetny czas 6 godzin i 2 minut, co nie tylko dało jej szóste miejsce open, ale też nowy rekord trasy - szybszy o kosmiczne 27 minut względem ubiegłorocznego zwycięstwa Gosi Moczulskiej. Na drugim miejscu na metę wpadła Kasia Krupicka, lepsza od siebie samej sprzed roku aż o 23 minuty, inkasując wysokie, dwunaste miejsce open. Poziom tych dwóch pań był nieosiągalny nie tylko dla innych kobiet - trzecia Agata Kamińska przybiegła prawie półtorej godziny później, ale też 222 innych biegaczy, w tym wielu facetów.
Klaudia ma ostatnio same powody do radości - niedawno wskoczyła do reprezentacji na MŚ, a w Karpaczu zmiażdżyła rekord trasy. Fot. Ania Bielasik
- Mikołaj Klimczak - 5:15:46 -5:23/km
- Paweł Sadowski - 5:36:42 - 5:45/km
- Dawid Lulis - 5:43:12 - 5:52/km
- Klaudia Petters - 6:02:00- 6:11/km
- Katarzyna Krupicka - 6:33:33 - 6:43/km
- Agata Kamińska - 7:51:14 - 8:03/km
Burmistrz Karpacza Radosław Jęcek takich przytulasów i "piątek" tego dnia oddał ponad 850. Stał od pierwszego do ostatniego zawodnika i zawodniczki na mecie. Fot. Ania Bielasik
Sztafety
Do startu można też stanąć wraz ze znajomymi, pod warunkiem, że jedna osoba jest płci przeciwnej. Wszystkie sztafety startują zatem w kategorii MIX.
- Sobas Team - 5:27:38
- QClub Billards Team Jelenia Góra - 5:32:51
- ZGórkiNaPazurki - 5:33:36
Jacek Sobas przypieczętowuje zwycięstwo Sobas Team w stylu, w jaki Karolina Obstój nie dowierza! Fot. Kasia Mojek
Edukacyjny Rodzinny Rajd Turystyczny
Najbardziej jednak rozczula zdobycie Śnieżki raz, ale w składzie rodzinnym. Tutaj konfiguracja jest dowolna, jednak team musi składać się przynajmniej z jednego dorosłego i dziecka. Zdarzają się maluchy w nosidłach lub wózkach, albo rodzieństwo. W tym roku biegł dorosły brat z siostrą 19 lat młodszą! Wielokrotnie pytając też o motywację, to dzieciaki namawiały rodziców do wzięcia udziału w biegu. Sklasyfikowano 34 zespoły!
Anglosasi mówią "teach them young", a my "czym skorupka za młodu nasiąknie...". Rajd rodzinny to frajda dla wszystkich. Fot. Kasia Mojek
Jedno życie uratowane
W trakcie zawodów odbyła się akcja ratunkowa. Jeden z zawodników zasłabł, tracąc przytomność, doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Natychmiast do reanimacji przystąpił jeden z przechodzących turystów. Dzięki natychmiastowej pomocy postronnego i przyjazdu ratowników GOPR, działających jako zabezpieczenie medyczne zawodów, mężczyzna otrzymał fachową pomoc. W akcji wzięło udział 10 ratowników, w tym dwóch ratowników medycznych. Wykonano 4 defibrylacje, przywracając krążenie i funkcje życiowe. Biegacza zabrał helikopter LPR w stanie pełnej świadomości.
To wydarzenie idealnie obrazuje tak zwany łańcuch przeżycia, gdzie najważniejsze jest jak najszybsze przystąpienie do resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Dzięki natychmiastowej reakcji świadków i sprawnej współpracy służb - życie zostało uratowane.
Czym jest łańcuch przeżycia i gdzie znajdują się AED w Karkonoszach dowiesz się z posta poniżej.
Mimo że na koniec popsuła się pogoda, piękny to był dzień w Karpaczu. Hektolitry potu i coli, setki żeli i ogórków kiszonych na punktach. Niesamowicie dużo kibiców na trasie i mecie! Zabawa nie tylko dla najlepszych ścigantów, ale przede wszystkim tych, którzy do końca walczyli o swój Everest - Śnieżkę właśnie! Zerknijcie na to wszystko w galerii zdjęć na FB 3xŚnieżka, bo mnóstwo pięknych chwil fotografowie zachowali dla nas wszystkich!
Szalona Czerwona pokazuje, że nie zawsze trzeba w biegać w leginsach! Fot. Ania Bielasik