Redakcja KR

100 kilometrów po parówki i ciepłe piwo

Blizanów, 24.10.2019

W czasach bijących rekordy frekwencji ultramaratonów górskich jest jeden bardzo długi, zupełnie płaski bieg, a w dodatku po asfalcie, który niemal od samego początku określany jest jako „legendarny”, „kultowy” czy „wyjątkowo klimatyczny”. Trudno jednoznacznie orzec, czy Kaliska Setka wzbudza szacunek, bo jest w Polsce najstarsza, czy może dlatego, że zarówno ci najlepsi, jak i mijający linię mety na samym końcu są skrajnie wyczerpani i w tym samym stopniu zadowoleni, że jednak się udało. Na pewno każdy z nich zdaje sobie sprawę z tego, że dopisał do swojego biegowego życiorysu zupełnie nowy, odmienny od pozostałych rozdział.

Tekst: Mariusz Kurzajczyk, zdjęcia: archiwum autora

[Zdjęcie główne: Ryszard Płochocki, jako reprezentant Kaliskiego Klubu Biegacza, wielokrotnie stawał na podium Kaliskiej Setki, zdobywał medale MP, ale wygrał ją dopiero w 2005 roku.]

Pomysł organizacji biegu na 100 km powstał w Kaliszu, a konkretnie w pokoju wiceprezesa Rady Wojewódzkiej Zrzeszenia Sportowego Spółdzielczości Pracy „Start” Włodzimierza Cieślaka, ale nie wiadomo, jak do tego doszło. Cieślak od zawsze związany ze sportem, kiedyś całkiem niezły piłkarz kaliskiego Włókniarza, wymyślił ultrabieg wspólnie z prezesem Kaliskiej Spółdzielni Rękodzieła Artystycznego „Cepelia” Jerzym Walterem. Kalisz w tamtych czasach nadal był miastem włókniarzy nie mniej niż Łódź, a w Wistilu, Hafcie, Runoteksie czy Polo każdy miał krewnego lub sąsiada. Nic więc dziwnego, że w początkowo biegacze mieli pokonać właśnie dystans z Kalisza do Łodzi! To ponad 100 km, ale akurat liczbą kilometrów wtedy nikt się nie przejmował. Organizacją miało zająć się Stowarzyszenie Włókienników Polskich. Niestety (albo „stety”) Warszawa się na taki bieg nie zgodziła, a bez zgody centrali – pamiętajmy, że w Polsce był stan wojenny – żadnych międzywojewódzkich eskapad nie można było robić. Negatywną decyzję tłumaczono prosto: nie po to jest stowarzyszenie, żeby się jakimś bieganiem zajmowało.

Skoro więc włókiennicy nie mieli ochoty na organizację zawodów, zapadła decyzja, że „robimy setkę” sami. Dodajmy, że od samego początku organizatorom przyświecało rzymskie hasło omnis vincit (wszyscy zwyciężają), bowiem za bohatera uważano każdego, kto dobiegł do mety. Tak jest zresztą do dzisiaj.

O tym pierwszym biegu warto napisać trochę więcej, choćby dlatego, że wbrew legendzie jego uczestnicy mieli zaplecze znacznie lepsze niż współcześni, śpiący na podłodze w sali gimnastycznej setkowicze. Noc przed biegiem spędzili bowiem w najlepszym w mieście hotelu Orbis „Prosna”, a powody do narzekań mógł mieć jedynie dziennikarz PAP Janusz Kalinowski, któremu ktoś ukradł dwa lewe tigery. Pobiegł więc w prawych i zmieścił się w 13-godzinnym limicie! 6 listopada 1982 ok. godz. 3 już wszyscy byli na nogach. Z „Prosny” pojechali na śniadanie do restauracji hotelu „Europa”, a stamtąd na start, który zaplanowano na godz. 5 z ul. Wrocławskiej.

18 śmiałkom sygnał do startu dał przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Jerzy Walter. Była mgła, cztery stopnie mrozu, a na wielu odcinkach trasy wszechogarniające ciemności. Jeśli ktoś myśli, że orkiestry przygrywające na punktach żywnościowych to pomysł naszych czasów, to bardzo się myli. Wprawdzie nie były to kapele rockowe, ale już wtedy grały energicznie. Pierwszy punkt żywnościowy znajdował się w Kościelnej Wsi, a zawodników przywitała orkiestra dęta Ochotniczej Straży Pożarnej.

Kaliska listonoszka Władysława Karolak

Od startu 25 (!) dziennikarzy z całej Polski zakładało się, ilu z supermaratończyków dotrze do mety. Optymiści stawiali na jedną trzecią stawki. Do półmetka w Gizałkach w limicie 6,5 godziny nie zmieścił tylko jeden zawodnik, którym zaopiekował się zamykający stawkę autobus Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Turystycznej „Prosnavia”. Przez dłuższy czas biegacze znaleźli się na trasie obecnej setki. W Jankowie uczniowie szkoły gminnej udekorowali trasę m.in. transparentem „Kto biega całe życie, ten się czuje znakomicie”. Przez kolejne wsie czołówka biegu dotarła na metę na stadionie Calisii, gdzie przywitała ją młodzież, która wcześniej brała udział w eliminacjach do ostrzeszowskich crossów. Zwycięzca Henryk Warszawski z Zielonej Góry miał czas 7:14:02, 9 min potem finiszował Jan Szumiec ze Szczecina, a trzecia była Zofia Turosz z Rzeszowa z kapitalnym rezultatem 8:26:05. Bieg ukończyło aż 110 uczestników!

Kolejne setki były do siebie podobne, o ile w ogóle można mówić w przypadku tego rodzaju imprez o podobieństwie... Ta sama trasa, ciemno i zimno na starcie, po drodze przygrywały orkiestry. W 1983 r. zwycięzca Ryszard Całka z Warszawy osiągnął bardzo dobry czas 6:37:53, który wtedy plasował go w czołówce światowych rankingów. Na mecie narzekał na liczne kryzysy, które aż pięć razy zmusiły go do zatrzymania się. Najwięcej braw zbierał natomiast kaliszanin Antoni Żesko, który biegł boso. Niestety, na 80. kilometrze zszedł z trasy.

W trzeciej edycji w 1984 r. pojawili się obcokrajowcy – Czesi i Belg. Rok później na wózku inwalidzkim zaimponował wszystkim Ryszard Fornalczyk z Koszalina. W jednej z relacji prasowych zachowało się też pobiegowe menu – kubek ciepłego piwa i parówka z musztardą.

Piąty Supermaraton z 1986 r. był pamiętny, bo zwycięzca Jan Szumiec kilka tygodni wcześniej w holenderskim Winschioten wyrównał rekord świata 6:17:56, a do Kalisza przyjechał wygrać. Uczynił to w wielkim stylu, prowadził od początku i poprawił rekord Supermaratonu wynikiem 6:29:33. Przypomnijmy, że Szumiec był znany nie tylko z szybkiego biegania setek, lecz także z oryginalnego wspomagania się, czyli diety kompotowej. Kompot śliwkowy miał łagodzić stresy, truskawkowy – wpływać korzystnie na krążenie krwi, a wiśniowy – uzupełniać pozostałe witaminy.

W 1987 r. po raz pierwszy zwyciężył obcokrajowiec, Czechosłowak z Moraw Tomas Rusek. Na 50. kilometrze miał rewelacyjny czas 3:02:59, ale potem okazało się, że... sędziowie źle ustawili tablice. 100 km przebiegł w 6:47:33. W czym pomaga bieganie setek, pięknie opowiedziała kaliszanka Władysława Karolak. „Zapomniałam o kolejkach w sklepach mięsnych, o braku papieru toaletowego, o ciężkiej torbie z listami, którą dźwigam, obchodząc swój rewir na osiedlu Dobrzec”, przyznała sympatyczna listonoszka.

Praktycznie co roku w setce startowali cudzoziemcy i np. w 1988 r. byli to reprezentanci NRD, RFN i USA. Bieg, który odbył się 15 października, przeszedł do historii, bo po raz pierwszy jego wyniki były zaliczone do Pucharu Europy. VIII Supermaraton miał magnes dla biegaczy w postaci fiata 126p. Nic więc dziwnego, że na starcie zameldowała się rekordowa liczba blisko 300 zawodników i zawodniczek. Wygrał Przemysław Jamont z czasem 6:34:39.

Zwycięzcą Jubileuszowego X Supermaratonu Calisia został Andrzej Magier z Gdyni. Uzyskał znakomity czas 6:30:25, ale wtedy nikt nie przypuszczał, że tak jak w latach 80. Szumiec, tak w latach 90. Magier zawsze będzie startować w roli faworyta. W sumie zwyciężył cztery razy. W 1991 r. znów nagrodą za zwycięstwo był maluch, a w następnym roku już cinquecento.

Tradycyjnie dyżury na punktach odżywczych pełni młodzież ze szkół leżących na trasie biegu.

Do historii polskiego ultra przeszedł XIV Supermaraton rozgrywany 21 października 1995 r. Pierwsze miejsce, podobnie jak dwa lata wcześniej, zajął Jarosław Janicki z Gryfina, który ustanowił nadal aktualny rekord Polski 6:22:33.

Rok później w Kaliszu odbyły się pierwsze mistrzostwa Polski w biegu na 100 km i od razu z potężnym zgrzytem. Wygrał Magier przed zwycięzcą z 1992 r. Jerzym Wróblewiczem. Ponieważ obaj nie mieli przy sobie licencji zawodniczej, a trzeci był Rosjanin, mistrzem Polski został dopiero czwarty na mecie Maciej Cieplak z Rybnika. Starzy setkowicze do dziś wspominają tamte czasy, gdy za zwycięstwo w biegu był opel, za drugie miejsce maluch, a za trzecie... sprzęt AGD.

W XVI Supermaratonie triumfował nieoficjalny mistrz świata z Winschoten Sergiej Janienko, przed Magierem. I znów była awantura, bo bieg miał rangę Międzynarodowych Mistrzostw Polski i mistrzem został Ukrainiec. W 1998 r. ponownie nie popisali się organizatorzy, przygotowując imprezę 17 października, a więc w tym samym czasie co mistrzostwa świata na 100 km w Japonii, na które poleciało trzech Polaków. Ostatecznie Janicki, Ryszard Płochocki i Cieplak zeszli z trasy. W tej sytuacji w Kaliszu rywalizację zdominowali biegacze zza wschodniej granicy, a najlepszy z Polaków Jerzy Kulczyk z Tychowa zajął 6. miejsce z czasem 7:23:06.

Pamiętny był 1999 r., kiedy do końca o zwycięstwo rywalizowali Magier i debiutant Piotr Sękowski, który na 93. kilometrze miał przewagę aż 7 min! Ostatecznie już na ulicach Kalisza upadł, zdołał wstać, ale miał problemy z ustaniem na nogach. A Magier ostatnie 3 km przebiegł w 10 min, przed linią mety zawrócił, przywitał zgromadzonych po obu stronach drogi kibiców i po tej rundzie honorowej z uśmiechem na ustach przerwał taśmę na mecie. I znów mistrzem Polski nie został, bo nie miał przy sobie licencji PZLA. W kuluarach mówiło się wtedy, że to efekt konfliktu biegacza z klubem, któremu chciał zrobić na złość. A mistrzostwo kraju przypadło Sękowskiemu, który „doczołgał się” do mety z czasem 6:50:02.

XIX Setkę kojarzę z osobistą tragedią Mariana Walczaka, którego sędziowie zdjęli z trasy na 80. kilometrze. Schodził ze łzami w oczach, przekonując ich, że biegnie takim samym tempem jak rok wcześniej i zmieści się w limicie wynoszącym wówczas 11 h. Miał zaliczone wszystkie poprzednie 18 edycji Supermaratonu! XX Setka w 2001 r. była ostatnią w Kaliszu. Zwyciężył – rok i dwa lata wcześniej drugi – Piotr Sękowski. W 2002 r. władze Kalisza zrezygnowały z organizacji biegu. Oficjalną przyczyną był brak współpracy sąsiednich gmin, które nie chciały się dorzucić do budżetu, oraz brak innych sponsorów. Na kolejną setkę trzeba było czekać do 2005 r.

A było to tak. Dokładnie 2 kwietnia 2004 r. zacząłem biegać. Pierwszy raz pokonanie 3 km marszobiegiem zajęło mi na pewno ponad pół godziny. Z czasem było coraz lepiej, dłużej i szybciej. Złapałem bakcyla. Już we wrześniu uznałem, że jestem gotów przebiec maraton. Kolega zabrał mnie do Świnoujścia, gdzie przede wszystkim miała być piękna trasa. Na miejscu okazała się, że nie tylko piękna, lecz także bardzo trudna. Miało być poniżej 4 h, a kończyłem dobrze ponad. Kolega, doświadczony maratończyk, zagadnął mnie, obolałego i wycieńczonego na mecie:
– Masz maraton i co teraz?
– Teraz tylko dłużej, a więc 100 km. – próbowałem odpowiedzieć dowcipnie.

– Ale już nie ma setki w Polsce.
– To ją zorganizuję.

Rok później słowo ciałem się stało, choć o wszystkim zadecydował przypadek. Podczas jakiegoś spotkania z udziałem wójtów podkaliskich gmin zaczęliśmy rozmawiać o bieganiu. Wspomniałem o Kaliskie Setce, na której bywałem w roli reportera radiowego i prasowego. Żałowałem, że miasto nie chce już jej organizować. Wtedy wójt gminy Blizanów Stanisław Urbaniak zaoferował swoją pomoc. Po chwili dołączył burmistrz Stawiszyna Robert Jarzębski i już mieliśmy miejsce biegu. Trochę czasu zajęło mi mierzenie dróg między Stawiszynem i Blizanowem za pomocą roweru, ale okazało się, że można wytyczyć trasę z 5-kilometrowym dobiegiem i 15-kilometrową pętlą. Pierwsze edycje startowały w Stawiszynie, a kolejne w Jarantowie.

Jarosław Janicki, legenda polskich biegów ultra na ulicy, rekordzista Polski na 100 km, trzykrotny triumfator Kaliskiej Setki, mistrz i medalista mistrzostw świata, Europy i Polski na 100 km.

Jak to dziś wygląda, każdy będzie mógł się przekonać 27 października [2018 r. przyp red.], a wygląda co roku podobnie. Nie ma wątpliwości, że sprzyja nam Opatrzność, bo żadna z blizanowskich edycji nie odbywała się w deszczu. Jeśli coś leci na ziemię, to łzy po policzkach biegaczek, emocjonalnie reagujących na metę. Dla mnie jako organizatora nieocenione jest stałe wsparcie gminy – obecnego wójta Sławomira Musioła, nauczycieli i uczniów ze szkół w Blizanowie i Jankowie oraz strażaków.

W biegu nazwanym dla odróżnienia „Kalisią” zupełnie inna była edycja z 2011 r. Jesienią przez gminę przeszedł huragan, który zniszczył kilkaset zabudowań. O organizacji setki nie było mowy. Wymyśliłem więc charytatywną setkę w kaliskim parku, z której dochód miał zostać przeznaczony na poszkodowanych z gminy Blizanów. Za sprawą przyjaciół biegowych hojnym sponsorem było Netto, które przekazało na ten cel 10 tys. zł, ale drobniejszych wpłat nie brakowało i to niekoniecznie od uczestników. Dostawałem maile o podobnej treści: „Nie mogę przyjechać do Kalisza, ale wpłacam na konto 500 zł (100, 50 zł)”. W sumie uzbierało się tego kilkadziesiąt tysięcy, którymi zostało obdarowanych dziesięć rodzin. Ultramaratończycy sercem odpowiedzieli za serdeczność mieszkańców gminy Blizanów, której doświadczają co roku.

---

Tegoroczna setka [ 2018 r. przyp. red.] w Blizanowie być może przejdzie do historii jako ostatnia na tej trasie. Bieg się udał, jak zawsze dopisali uczestnicy i pogoda, ale niemal do samego końca nie było pewne, czy impreza w ogóle się odbędzie. Udało się dzięki męskiej decyzji starosty kaliskiego Krzysztofa Nosala, który określając warunki organizacji 34. Supermaratonu Kalisia nie wziął pod uwagę zaleceń wydziału ruchu drogowego KW Policji w Poznaniu, aby trasę w całości zamknąć dla ruchu kołowego, co jest praktycznie nie do przeprowadzenia. Organizatorzy zapewniają, że Kaliska Setka pozostanie w Blizanowie, choć być może w przyszłości rozgrywana będzie na nieco innej, krótszej pętli. Uczestnikom biegu nie powinno to przeszkadzać, bo według Endomondo płaskie odcinki nowej trasy to... 100%.

---

Mariusz Kurzajczyk

Od 2004 r. biegacz, pomysłodawca i dyrektor biegów nocnych Świętojańskiego i Wigilijnego Od Zmierzchu do Świtu oraz pierwszego w Polsce zimowego Cross Maratonu Koleżeńskiego im. Adama Mariana Walczaka. "Reaktywator" Kaliskiej Setki według nowych reguł i na nowej trasie. Współzałożyciel i przez 14 lat prezes KTS Supermaraton; obecnie prezes Klubu Biegacza Supermaratończyk. Rocznik 1965.

Służbowo szef tygodnika "Ziemia Kaliska", jednocześnie od 26 lat dziennikarz sportowy. Z wykształcenia historyk, realizujący pozasportowe pasje m.in. jako autor publikacji naukowych i popularnonaukowych dotyczących historii Kalisza i regionu oraz prezes Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Archiwaliów.

Pozostałe artykuły