Z roku na rok Julian Alps Trail Run przyciąga coraz więcej startujących Polaków. Jako redakcja byliśmy tam już dwa razy, nigdy jednak sam nie miałem możliwości zweryfikować zachwytów, jakie pojawiały się co roku po biegu. Tym razem mi się udało i uchylę rąbka tajemnicy ‒ dołączam się do tych, którzy „Julianem” są zachwyceni.
Tekst: Jędrek Maćkowski 
         
                Po pierwsze widoki, po drugie techniczność tras
Śmieszne jest to, że zawodnicy nie biegają w samych Alpach Julijskich, jakby nazwa sugerowała, ale za to z widokami na nie. I chyba nawet jest to lepsze rozwiązanie, bo ściganie na Triglavie powinno wchodzić w serię skyrunningową, a kiedy tu biegamy otwartymi połoninami, skalne przedstawienie światła i cieni mamy prosto przed oczyma. Te jednak powinny być czujne, bo na dystansach od 50 km wzwyż znaczna część trasy prowadzi również dość techniczną granią. Szczególnie zbiegi wymagają dużej uwagi.
Fot: Bine Mekina & Simon Zupan - trasa dystansu 120 i 80 km 
Oprawa festiwalowa
Słoweńcy w piękny sposób wykorzystują swój folklor i to, co najpiękniejszego daje im natura ‒ widoki. Każdy z dystansów startuje z pięknego krajobrazowo punktu. Czy to Zirovnica, gdzie zawodnicy dystansu 50 km startują z górskiej polany, otoczeni stadami wolno biegających krów i koni. To chyba dla mnie był najbardziej magiczny moment, gdy tuż po starcie na dźwięk dzwonków i okrzyków kibiców zwierzęta zbiegły się, rżąc i mucząc ‒ jakby same zagrzewały do boju startujących.Dystans 120 km startował w miejscowości Radovlica na historycznym rynku, gdzie atmosferę nocnej przygody budowali tancerze i ich pokaz ognia. Wyobraź sobie ryneczek w ogniu, czujesz jego ciepło na twarzy, oczy upajają się jego pomarańczowym kolorem, by po chwili znaleźć się w ciemnych górach, tylko ze światłem czołówki. 80 km to natomiast start przy najpopularniejszym słoweńskim jeziorze Bled. To jest to słynne z kościółkiem na wyspie. Tu też organizatorzy zadbali o to, by ubrany w piękne góralskie stroje zespół folklorystyczny odprawił startujących. To kolejny dowód na to, że zbieranie kamieni UTMB to nie tylko bieganie, ale też poznawanie lokalnych kultur i tradycji. Typowe zwiedzanie przez bieganie.
Fot. Julian Alps Trail Run - dystns 80 km startuje znad zjawiskowego jeziora Bled
Meta - Kranjska Gora
Małe narciarskie miasteczko w sezonie letnim też potrafi pękać w szwach. Finisz usytuowany na głównym skwerze. Tu nikt się nie wstydzi biegania, miasteczko w te dni żyje tym sportem. By dobiec do mety, musisz przebiec knajpianą alejką, gdzie do późna zawodnicy dopingują i wznoszą toasty za tych, co kończą swój bieg. Kęs cevapcici, łyk piwa i gromkie brawa całego ogródka. Tak wygląda tu kibicowanie. Pierwsze skojarzenie miałem z Chamonix, tylko tu w dużo mniejszej skali. Bardziej rodzinnie. Kręcąc się po Kranjskiej Górze przed zawodami, nie sposób nie spotykać tych samych twarzy. Czujesz, że jesteś wśród swoich.
Fot. Julian Alps Trail Run - Karol Sioła - zwycięzca na dystansie 80 km 
Polacy drugą nacją na JATR
Na 78 narodowości byliśmy pod względem liczby uczestników drugą flagą. Łącznie na wszystkich dystansach wystartowało 472 zawodników i zawodniczek z Polski. Przed nami byli tylko Słoweńcy (923), a za nami Wielka Brytania (310), Węgry i Czesi (po 260 startujących). Cały festiwal ściągnął 2709 zawodników i 1432 zawodniczki. Łącznie 4141 osób. Zatem ponad 10% zawodników to byli zawodnicy z Polski. To tyle, jeśli mowa o liczbach. Nasi wykazali się też bardzo jakościowym bieganiem. Na 50 km wygrywa Dawid Malina ‒ Team Dynafit, na 80 km pierwszy jest Karol Sioła ‒ Diadora Team, trzecia na tej samej trasie melduje się Maggie Kraszpulska. 120 km też kręcimy się wokół podium. Czwarte miejsca idą do Marcina Świerca, reprezentującego Oslo, i Iwony Górowskiej, Montiko Dynafit Squad. 
Jest już nowy termin zawodów 18-20 września 2026. Kranjska Gora znów będzie mówiła po polsku!
Polskie Trail Attack w Słowenii