Kamil Hejna
Biegacz amator

Puszcza ukoi

Bydgoszcz, 06.10.2019

Kalendarz biegów- zresztą zerknijcie sami na https://www.kingrunner.com/biegi- jest wypełniony tyloma imprezami, że niejednego biegacza, a być może i biegaczkę przyprawi o ból głowy. A potem wiadomo jaki ma to wpływ na życie i współ… Czym się kierować, by czerpać radość ze słuszności wyboru? Co brać pod uwagę, by z jeszcze szerszym uśmiechem przekroczyć linię mety? A przede wszystkim doznać uczucia spełnienia, miast kolejnego poszukiwania straconego czasu.

Od zawsze ciągnęło mnie do kameralnych, z dala od światła kamer i wrzasku nadpobudliwych fotoreporterów, tworzonych przez biegaczy dla biegaczy zawodów. Już od czterech lat w Puszczy Bydgoskiej odbywają się właśnie takie. W których duch przyjaźni pomaga rozwiązywać każde problemy i konstruktywnie budować jedną z najmilszych imprez, w jakich przyszło mi wziąć udział.

Tym razem mój udział zaczął się już w czwartek, gdy spontanicznie z dziećmi, a właściwie dzieci zapraszając mnie do pomocy, spakowaliśmy niepoliczoną ilość pakietów. Byłem zaskoczony, jak kochane skrzaty poradziły sobie z organizacją pracy, bez podpowiedzi dorosłych. To był ich pierwszy wolontariat, na który patrzyłem z dumą i zachwytem. W tych małych ciałach o wielkich sercach było widać przecudny zapał i chęć pomagania. Pozostało mi tylko jeszcze wytłumaczyć im różnicę między wolontariatem, a pracą.

W piątek czekało nas kolejne zadanie- pakowanie ciasteczek przygotowanych przez naszą kulinarną guru- moja dieta cud Przebiegle Asia przygotowała również dla nas poczęstunek, abyśmy nie uszczuplili ciasteczek mocy dla biegaczy. Podczas takich spotkań, w rozsądnym gronie, nikt nikomu nic nie narzuca, a każdy szuka dla siebie zajęcia. Odniosłem wrażenie, że jesteśmy w szczęśliwej wiosce biegaczy, gdzie w przyjacielskiej atmosferze, wśród gwaru i rozmów wesołych, szybko mijał czas, a styrana dusza znajdzie ukojenie.

Właśnie między innymi z tego powodu, dla ukojenia rozchwianego umysłu, podjąłem decyzję o wystartowaniu w tak bliskiej Puszczy Bydgoskiej, tak z jednej strony dobrze znanej przez treningów smak, a z drugiej wciąż zaskakująca i przyciągająca ramionami ukojenia.

Biegi Puszczy Bydgoskiej odbywaj się na trzech dystansach:

Lekka Wytyrka ( około 23 km)

Styrane GIRY (około 44 km)

Ultramaratonu Ultra Łoś (około 67 km)

I tym razem też się odbyły. Wybrałem dystans nie ultra, czyli Lekką Wytyrkę- idealny na aktualne siły i możliwości. Start wszystkich dystansów był o tej samej porze, ludzkiej nawet dla weekendowych śpiochów- ósmej rano. Sznurem biegaczy z pobliskiego parkingu, wśród zapachu nie tylko lasu, ale i brownie i rogalików mocy, przygotowanych przez kreatywną wielbicielkę Puszczy, dotarliśmy do startu. I od razu tak uwielbiany atak znajomych twarzy, przytulne konary rąk i słowa otuchy przed startem. Podczas tych zawodów nie tylko znajomi, ale i sporo nowych twarzy się pojawia, ale jedno jest pewne- kto raz był, ten już będzie miał ochotę wracać. Początek trasy dla każdego z dystansów jest ten sam, ale żeby nie styrać zbyt mocno umysłów ultrasów, to w dalszej części trasa nabiera intrygujących kształtów, z których każdy może wyczytać co mu dusza podpowiada.

 

W porównaniu do ubiegłego roku, warunki atmosferyczne były mniej przyjazne, ale gdy się docierało na punkty odżywcze, na których Łosie i inne zwierzęta leśne dodawały nie tylko energii i otuchy, to wybiegało się i z bananem w buzi i na twarzy. Z błyskiem w oczach i lekkością w nogach.

 

To co uwielbiam w biegach terenowych, to przede wszystkim atmosferę budowaną przez orgów i uczestników. Wesołe słowa i dowcipy od pierwszych metrów trasy budują wyjątkowość wzajemnego przenikania. Te nawoływania znajomych, granaty radości wrzucane w tłum, które wracają mocnym śmiechem. Rozmowy z obcymi osobami, a jednak tak podobnymi w drodze do celu.

Kilometry przeraźliwie szybko mijały i począłem żałować, że nie zdecydowałem się na dłuższy dystans, choć dobiegając do mety Wytyrki, miałem możliwość kontynuowania, by osiągnąć dłuższy dystans. To jest rewelacyjne rozwiązanie! Ale najrozsądniej było po „Lekkiej”, udać się na zupę- cóż byłem głodny więc i barszcz i pomidorówka rozgrzały zziębnięte członki. Przy ognisku kontynuowaliśmy rozmowy, zadowoleni z odżywczego pusczalskiego powietrza i budującej atmosfery.

Słowa, słowa, słowa cóż one właściwie znaczą. Najlepiej przyjechać tu w przyszłym roku na okrągłą piątą edycję i  samemu się przekonać.

Dziękuję przede wszystkim orgom, jak również sztabowi wolontariuszy, a także wariatom z którymi miałem przyjemność się spotkać. Puszcza jest w sercu.

Pozostałe relacje