Ania Lis
Biegacz amator

100 km Aleksandra Badowskiego - relacja Julian Alps Trail Run by UTMB

07.11.2023

Podjęcie rękawicy z napisem UTMB odwlekałem przez kilka ładnych lat, aż wreszcie zdecydowałem się zaplanować start w CCC na 2024, a w tym roku uzbierać wymagane kamienie. Chciałem też przynajmniej spróbować powalczyć o pewny udział bez losowania, gwarantowany m.in. miejscem na podium w dowolnym biegu z kalendarza UTMB i na zbliżonym dystansie. Tak oto wybór padł na 100 km podczas Julian Alps Trail Run.

Tekst i zdjęcia Aleksander Badowski

Droga do Chamonix przez Alpy Julijskie

Do Kranjskiej Gory pojechałem już w czerwcu. Przez 2 tygodnie trenowałem na szlakach Alp Julijskich oraz pasma Karawanków, oddzielających Słowenię od Austrii. Wbrew temu, co mogłaby sugerować nazwa zawodów, poprowadzono je jednak tym drugim, jedynie z widokiem na Alpy Julijskie. Trasy 60, 100 i 170 km są liniowe, ze startem w różnych lokalizacjach i wspólną metą, podobnie jak chociażby na Łemkowynie. 

Rekonesans mojego dystansu podzieliłem na trzy etapy: dwa po 40 km oraz ostatnie 20 km. Szczególnie przydatne okazało się pokonanie całej trasy w świetle dziennym bo trzeba zaznaczyć, że setka dość nietypowo startuje w piątek o 21:00, już po zmroku, co dla mnie oznaczało większość biegu w nocy. Przebieg trasy zapamiętałem jednak wyjątkowo dobrze i był to mój niewątpliwy atut względem międzynarodowej konkurencji.

W sierpniu, podczas wolontariatu na Biegu Granią Tatr, poznałem Kubę, który spontanicznie postanowił dołączyć do mojej eskapady. We wtorek 5 września ruszyłem zatem do Bielska, a dalej już z Kubą aż do Słowenii. Daleka podróż mija wyjątkowo szybko, głównie za sprawą austriackiej autostrady pośród gór aż do Villach, gdzie odbija się na graniczną przełęcz Wurzen, a potem zjeżdża prosto do Kranjskiej Gory.

Dzień startu

Dzień startu to jednocześnie koniec ładowania przedstartowych węglowodanów. Czułem moc - wszystko zgodnie z planem Marty Naczyk. Jedziemy z tym!!! i pojechaliśmy na linię startu 100 km do Radjovicy. Przed biegiem z dużymi oczekiwaniami zawsze czuję się przygaszony więc towarzystwo innego biegacza z Polski, Damiana pozwoliło trochę mi się rozluźnić. Na starówce przywitali nas kibice, którzy już zajmowali wolne miejsca tuż przy dmuchanej bramie startowej. Orkiestra dęta coraz głośniej dopingowała rozgrzewających się zawodników. Atmosfera tego momentu trochę mnie przytłoczyła, musiałem to rozbiegać. Zrobiłem przebieżkę i czekałem aż wybije 21:00, żeby już wreszcie zacząć. Godzina do startu...

Od początku czułem w nogach duży luz i błyskawicznie objąłem prowadzenie. Problemy tego dnia okazały się natomiast niezwiązane z formą sportową, bo już po kilku kilometrach i zahaczeniu o gałąź, urwał mi się numer startowy! Szybko przyczepiłem go na jedną tylko agrafkę pośrodku i później przytrzymywałem czasem dłonią jak wiało.

Mój plan zakładał utrzymanie żwawego tempa przez pierwsze 42 km aż do Žirovnicy. Tam zrobiłem pierwszy z czterech planowanych postojów, co zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałem. Maraton z przewyższeniem około 1400 m przebiegłem w przyzwoitym czasie 3:45. Tylko że, byłem już trochę ugotowany, a do mety nadal pozostawało jedyne 60 km...Mój szalony plan przewidywał, że odpocznę dopiero po wyjściu z punktu czyli podczas wspinaczki 1700 m ciągiem na Stol. Brzmi to może kuriozalnie, ale wiedząc że będzie stromo i niebiegowo, z pionami rzędu 200-400 m na każdym kilometrze, uznałem że tutaj stracę najmniej, robiąc umiarkowany power hike na kijach. W efekcie tuż przed szczytem dogoniło mnie dwóch zawodników, ale też czułem się dużo lepiej. Na kolejny punkt w schronisku wpadliśmy razem. Ja uwinąłem się jednak szybciej i od tego momentu, aż do mety biegłem już sam. Cała część wysokogórska to aż 20 km technicznego terenu na wysokości powyżej 1500 m.

Noc

Jako pierwszy zawodnik całego festiwalu, kilka razy zaskakiwałem w ciemności zwierzęta, które na szczęście nie wykazywały większego zainteresowania moją osobą. Dwa razy profilaktycznie czołgałem się na czworaka po zboczu, aby ominąć byki leżące jak gdyby nigdy nic pośrodku górskiego single tracka. Dwa razy stado kozic przeleciało mi tuż przed nosem z góry na dół, tak że prawie na nie wpadałem. Po latach treningów na tatrzańskich szlakach, w technicznym terenie czuję się jak ryba w wodzie, a znając już wcześniej trasę, biegłem niemal jak za dnia, choć zdarzały mi się potknięcia i odzyskiwanie równowagi w ostatniej chwili. Zbocza są tam co prawda głównie trawiaste, ale często dość strome, z kamiennymi niespodziankami po drodze.

Tempo nieco siadło, ale światła czołówek za mną też coraz bardziej się oddalały. Tuż przed karkołomnym zbiegiem z grani baterie padły i mi, na szczęście tylko w latarce, a nie w nogach. W rezultacie, najtrudniejszy fragment trasy pokonałem na rezerwie, ledwo cokolwiek widząc. O dziwo, zaliczyłem tam jedną tylko glebę ale złamany palec do dziś mi o niej przypomina. Może w końcu wybiorę się do lekarza. Kiedyś.

Pierwszy na mecie za 15 minut

Świt zastał mnie na 80 km podczas długiego, szerokiego i wygodnego, zbiegu do Dovje. Dopiero wtedy uwierzyłem, że zwycięstwo naprawdę jest możliwe. Końcowe dwie dychy to jedynie leśne pagórki i ścieżka rowerowa do Gozd Martuljek, podbieg do wioski Srednji Vrh, a stamtąd już tylko zbieg do Kranjskiej.

Często oglądałem się przez ramię, zwłaszcza na końcu długich prostych i mimo, że nikogo nie widziałem to do końca napierałem ile wlezie, z nieracjonalnej chyba obawy, żeby nie przegrać po frajersku na samym finiszu. Przed metą moją radość zmącił tylko dobiegający z oddali głos spikera, iż pierwszego zawodnika spodziewają się za 15 minut. Niewiele później wbiegałem już po schodkach na główny plac, zaskakując nieco organizatorów.

Nie było mi zatem dane złapać wstęgi, ale po chwili dostałem ją do zdjęcia. Jak tylko zeszła adrenalina, to ledwo wróciłem na kwaterę i spałem dwie godziny trzesąc się z zimna pod kołdrą, nawet po gorącym prysznicu i wysokiej już temperaturze na zewnątrz. Zniszczenie było więc znaczne, ale nikt nie mówił że będzie łatwo. Grunt że misja CCC zakończyła się sukcesem.

Jeśli chcesz przeżyć swoją przygodę i zacząć drogę do Chamonix zabukuj juz teraz 22-24 września 2024. To nowa data Julian Trail Alps. Nie chcesz przegapić zapisów? Wejdź na stronę https://trailrun.si/en/registration/ i zostaw swój adres mailowy.

Organizator poinformuje Cię o nich, tak byś nie stracił szansy na start. 

Pozostałe relacje