Ula (Urszul) Fleszer(Davidge)
Biegacz amator
XII. Bieg Rzeźnika

MARZENIA-te duże i te maleńkie....Warto Spełniac .

Świebodzin, 29.04.2024

Hej , mam na imie Ula a to moja relacja z biegu, który był moim marzeniem a stał sie rzeczywistością .

11.06.2017r. Niedziela 3:00 rano stoję na starcie kultowego biegu górskiego, czytałam o nim w książkach i marzyłam po cichu, że kiedyś stanę się częścią tej zwariowanej przygody, przygody jakim jest Bieg Rzeźnika. Książkę o tym biegu wciągnęłam jak świeżutkiego pączka- na raz- zaczęłam snuć misterny plan jak się tam dostać. W biegu muszą pobiec dwie osoby jako drużyna,trzeba przejść losowanie, wysokie wpisowe, podróż na koniec świata, kto się zgodzi na takie wariactwo i 16 godzin współpracy ze mną ?????? Sprytem podchodzę kolegę z Diabłów Ultra Team, zgadza się, chyba nie wie do końca na co! Zaczynają się zapisy, wpisuje siebie i Kamila na listę. Czekamy. Losowanie.Przechodzimy je! Dostajemy numer 91! Drużyna Ultra Diabły Team pobiegnie i ma zamiar zmieścić się w limicie. Styczeń-zaczynamy przygotowania. Inne biegi po drodze to tylko dodatek, treningowo hahaha. Wszystko skupia się na Rzeźniku. Wiem jak łatwo jest odlecieć i ledwo dotrzeć na metę. Postanawiam nie dać się tym razem i wpaść na metę z zapasem sił! Jestem dumna z Magdy i Łukasza,nasz support, Ja z Kamilem żyliśmy tym biegiem, czas poświęcony na treningi na rozmyślaniu na przeżywaniu tego wszystkiego oni cierpliwie znosili i byli z nami! Dla mnie ten bieg był nie tylko zaliczeniem kolejnych kilometrów, kolejnego biegu, każdy bieg przeżywam inaczej ten był szczególny. Dedykuje go mojemu Ś.p Dziadkowi , Antek wiem, że patrzyłeś z góry jak podziwiam twój świat! Byłam tam, widziałam i będę wracać! Bieszczady są cudowne !
Na bieg wyjechaliśmy już w piątek , logistyka tego wszystkiego nas nie przerosła, 10 godzin w aucie i jesteśmy na miejscu. Inny świat. Jestem oczarowana tym co widzę!
Pakiety odebrane, przepaki oddane, zaczyna padać deszcz, leje niesamowicie, trasa będzie trudna, błoto, wszędzie błoto! Czekamy na START. Wybija godzina zero. Dyrektor Mirek oddaje strzał z dubeltówki krzycząc OGIEŃ! DAJCIE CZADU! UWAŻAJCIE NA SIEBIE! 1026 osób rusza w las. Widok lampek o 3 rano kiedy spoglądam w dół zapamiętam na zawsze, to była naprawdę magia. Kamil pilnuj mnie! Krzyczę do kolegi! Biegniemy przez dłuższy czas asfaltową drogą, nogi same rwą się do przodu, trzeba pamiętać, że przed nami jeszcze 70 km i nie dać ponieść się chwili. Wbiegamy w las, zaczyna świtać, po prawej stronie wyłaniają się Jeziorka Duszatyńskie jest 4:30 rano takie wschody słońca z jeziorkami w tle mogę oglądać bez końca! Włączam kamerkę, może będzie coś widać! Przedzieramy się przez szczyty Chryszczata, Jaworne, Wołosoń, Berest, w brzuchu burczy mi strasznie zaczynam marzyć o bułkach ze smalcem na przepaku w Cisnej , tu wbiegamy o 6:30 z zapasem w limicie. Przebieramy buty,te okazały się kluczową rzeczą w całym tym biegu, jemy bułki pakujemy rarytasy do plecaków i ruszamy dalej! Czas goni, limity gonią! Lecimy na Małe Jasło. To podejście wykańczało, ile jeszcze, czy to już szczyt Małe Jasło?? Nie. To kiedy będzie te Jasło?? Mijamy Małe Jasło, a za chwilę Jasło, to ile tego Jasła jeszcze, zaczynam się śmiać pod nosem. Trasa wymagająca, trudne podejścia i trudniejsze zbiegi.Podejścia te zapamiętam do końca życia, one nie miały końca, Małe Jasło, Jasło i Ferczata dały w kość! Tutaj straciłam chyba siły .Teraz jak tu się pozbierać do kupy?? Zaraz Smerek i kolejny przepak tam będą nasi! Jeszcze tylko droga Mirka, ta jędza kręta ,tutaj obieram sobie taktykę. Kamil będzie moim zającem! Bedę musiała go gonić bo skubany ma tyle sił w nogach jeszcze, muszę wsiąść się w garść i pokazać , że też mogę :) On biegł z przodu a ja za nim, komunikowaliśmy się rzadko ale skutecznie, wiedział, że na zbiegach siedzę mu na ogonie , co chwile krzyczałam jestem! Ważne w tym biegu jest zgranie się z partnerem! My zgraliśmy się idealnie! Jeszcze jeden zakręt i jest przepak w Smereku 49 km,widzimy naszych, stoją i czekają! Uczucie bezcenne! Z zapasem czasu spędzamy na przepaku 20 minut, pakujemy co potrzebne, chwila rozmowy z naszym wsparciem, odprowadzają nas pod podejście na Paprotną i tu zaczyna się bieg. Do zdobycia szczyt Rabia Skała 1190 m n.p.m po 50 km w nogach nie jest to przyjemne uczucie. Mgła ustąpiła zaczyna być coś widać, biegniemy po słowackiej stronie, widoki przepiękne i słowa kolegi “Ulka jestem z ciebie dumny” , tak pamiętam co powiedziałeś :) wtedy wzięłam się w garść, oddałam kijki, biedny Kamil targał je do samej mety. Jeszcze tylko Okrąglik i będzie zbieg, damy tam czadu! Spojrzałam na zegarek, 2 godziny do limitu na Mecie, przecież my tego nie zrobimy. Zaczęłam marudzić. Stoicki spokój Kamila zrobił swoje “Podpisałem z tobą kontrakt na 16 godzin i mam zamiar wywiązać się z umowy, ruszaj tyłek“ Miał racje, jeszcze dwa podejścia i będzie koniec, będziemy pić piwo! Zbieg dajemy czadu na ostatni punk pomiarowy Przełęcz nad Roztokami. Rzeczka, prowizoryczny mostek z palet i kamieni, kto mógł to wymyślić tylko Mirek! Ostanie podejście okazało się najgorsze Rosocha i Hyrlata, słyszałam od innych biegaczy, że trzeba trzymać siły na ten właśnie odcinek ale nie wiedziałem, że to aż taka stromizna! Pod nogami glina, nie da się wspinać, trzeba uważać żeby nie zostawić butów w błocie. Kamil dziękuje za “podwózkę”, miny osób, które mijaliśmy- BEZCENNE! Mamy to! Ostatni szczyt i można napierać w dół ile fabryka dała! Z pozycji 399 znaleźliśmy się na 332, zbiegając mieliśmy takiego powera! Wyprzedziliśmy mnóstwo osób! Jeszcze stroma skarpa, sznurek do ratowania przed spadnięciem w dół, mostek nad Soliną i jest META!
Po 15 godzinach i 28 minutach stanęlismy na Mecie Biegu Rzeźnika.
Zaczynam ryczeć jak dziecko, wiem dlaczego Dziadek chciał tam wrócić! KURTYNA.

Pozostałe relacje