Agnieszka Zofia Krępa
Biegacz amator
Gorce Ultra-Trail® 2022 WINTER Którędy na Lubań

Którędy na Lubań?

Kraków, 28.02.2022

Bieganie i góry – to połączenie idealne! A teraz dodajmy do tego zimę i wszelkie zimowe atrakcje. Co wyjdzie z tego równania? Postanowiłam się przekonać!

Było inaczej, niż się spodziewałam.

Zdjęcia: archiwum autorki, Michał Buczyński Fotografia, Ultra Zajonc

Nie mam pojęcia, dlaczego chciałam wystartować w Gorce Ultra-Trail. Ale ta chęć była bardzo silna, co odkryłam w chwili, gdy chciałam zapisać się na dystans 24 kilometrów i nie mogłam – lista zamknięta. Zanim zdążyłam wypłakać oczy za straconą szansą, organizator podniósł limity, a ja od razu wpisałam się na listę, opłaciłam i zaczęłam wątpić. W międzyczasie zaliczyłam trochę górkowego biegania w Lasku Wolskim i Myślenicach, a w ramach przygotowań kupiłam raczki.

Czy byłam gotowa? Absolutnie nie! Ale góry wezwały, trzeba iść…

zdjęcie: Michał Buczyński

O co biega w GUT Winter?
Gorce Ultra-Trail to biegi w Gorcach, które leżą w Beskidach Zachodnich, organizowane przez Fundację Run Vegan. W Gorcach biega się latem i zimą. Zimowa edycja GUT 2022 to 4 dystanse – ZaDyszka (10 km, 450 m przewyższeń), Którędy na Lubań (24 km, 1100 m przewyższeń), Zimny Wdżar (34 km, 1460 m przewyższeń) i Śnieżne Wyzwanie (42 km, 2200 m przewyższeń). Startujemy i kończymy w Ochotnicy Górnej.

Wybrałam 24 kilometry – na 10 szkoda jechać, a pozostałe dystanse to dla zimowej debiutantki zbyt dużo. Trochę więcej niż półmaraton, zdecydowanie mniej niż maraton, na dobry początek!

Jak się przygotowałam (sprzętowo) do GUT Winter?
Bieg górski w zimie a bieg górski w lecie to zupełnie dwie różne rzeczy, jeśli chodzi o sprzęt. Latem sprawa jest prosta – wkładasz na siebie jak najmniej. Zima trzeba kombinować. Poświęciłam tyle czasu na myślenie, jaka bluza czy kurtka będzie najlepsza, że nie starczyło mi na stresowanie się biegiem.

Ostatecznie zdecydowałam się na: cieplejsze legginsy (bardzo dobrze), wodoodporne skarpety (które przemokły), moje sprawdzone czarno-złote Evadicty (problemy ze sznurówkami, poza tym bez zarzutu), bluzkę termiczną z długim rękawem Brubeck (w 10!), bluzę-softshell Evadict (nigdy nie zawodzi), cienką wiatrówkę (zdjęłam po kilku kilometrach), ciepłą opaskę, lekki komin i cieplejsze rękawiczki (było mi w nich trochę za ciepło). Poza tym 15-litrowy plecak – chyba zapomniałam, jak się go pakuje, bo z trudem upchnęłam w nim ekwipunek – obowiązkowo kijki oraz raczki, czyli nowość w mojej biegowej szafie. O tym, czy kijki i raczki się przydały później.

zdjęcie: Michał Buczyński

Druga ważna rzecz to odżywianie na trasie. Punkt odżywczy miał być tylko jeden, i to bez wody, więc trzeba było liczyć na siebie. Zabrałam litr wody w 2 softlaskach, 4 żele, tubkę ze słodkim mlekiem, kilka kwaśnych żelków, batona i małą paczką kabanosów. W trasie zjadałam 3 żele, żelki, kabanosy i wypiłam pół litra, drugie pół i baton wpadły po biegu. Wolałabym nie nosić niepotrzebnych rzeczy, ale zawsze lepiej mieć niż nie mieć.

Biegiem przez Gorce
Do Ochotnicy ruszyliśmy skoro świat, a właściwie przed świtem. Na miejscu jeszcze mała przygoda z parkowaniem, wizyta w biurze zawodów, torby do depozytu i na start. Sprawnie i przyjemnie, w biurze wolontariusze byli bardzo pomocni, a expo robiło lepsze wrażenie niż to przed półmaratonem w Krakowie. W pakiecie gadżet biegu – ocieplany czapko-opasko-buff, bardzo praktyczne, oraz piwo z lokalnego browaru. To zawsze cieszy. Numer startowy elegancki, z imieniem i nazwiskiem, oraz profilem trasy, co bardzo lubię. Mały błąd – punkt na Lubaniu został oznaczony jako 10 kilometr, czyli chyba kilka kilometrów za wcześnie.

Na start dotarłam bez przygód, kilka minut czekania i bieg. Wgrałam tracka w zegarek, ale nie był mi potrzebny. Trasa była naprawdę dobrze oznakowana plus na trasie był raczej tłok – ja mam takie szczęście, że zawsze są momenty, kiedy zostaję sama, ale na GUT Winter było ich niewiele i były raczej krótkie.

zdjęcie: Michał Buczyński

Pierwsza połowa biegu była bardzo przyjemna, mimo że pod górkę. Świeciło słoneczko, a po drodze były takie widoki, że musiałam się zatrzymać. Ośnieżone, skąpane promieniami słońca szczyty na tle niebieskiego nieba – jedno z najpiękniejszych zjawisk na świecie! Po drodze na Lubań zdjęłam jeszcze wiatrówkę, bo dwie nieprzemakalne warstwy to zdecydowanie za dużo.

Podejście na Lubań nie było takie złe. Pamiętam to jako szybki spacer ze wsparciem kijków, z momentami biegowymi i zbiegowymi. Zdjęcia i przygody ze sznurówkami cofnęły mnie o kilka pozycji, ale potem nadrobiłam straty z nawiązką – zaraz Ci o tym opowiem.

Pora wyciągnąć raczki
Tymczasem Lubań. Już w trakcie wspinaczki odczułam zmianę pogody. Niebo zrobiło się ciemne i zaczął padać śnieg. Nie była to jakaś spektakularna zadymka, ale jednak. Ścieżki wydeptane przez szybszych biegaczy albo zawodników z innych tras nie były już takie wygodne. Nie skupiłam się na widokach z Lubania, bo po prostu ich nie było, i od razu skierowałam się w stronę zbiegu.

Zbieg był ostry i zawalony śniegiem, więc podeszłam do tego asekuracyjnie. Do momentu, gdy jeden z biegaczy zapytał, po co mi do cholery raczki w plecaku, skoro ich nie używam. Zrobił to oczywiście o wiele grzeczniej, ale odczytałam intencję i postanowiłam poświęcić minutę na założenie raczków. Minuta straty? Otóż nie!

zdjęcie: Ultra Zajonc

Po założeniu raczków (z których tylko jeden nałożyłam jak trzeba) poczułam się bardziej pewna. Z łatwością zrobiłam stromy zbieg. I kolejne, zawalone śniegiem. Ile w tym było „działania” raczków, a ile wolności dla głowy – nie wiem. Wiem za to, że odzyskałam utraconą od długiego czasu pewność na zbiegach. Z raczkami na nogach miałam więcej odwagi, a gdy widziałam zawodników, którzy na zbiegach musieli zwalniać, bo już nie mieli siły walczyć ze śniegiem i grawitacją, czułam jeszcze więcej mocy. Mijałam kolejnych biegaczy i podskoczyłam kilka oczek w klasyfikacji kobiet (moje psychologiczne rozgrywki z rywalkami miały 100% skuteczności).

W tej drugiej drodze w dół tylko na chwilę z rytmu wybiło mnie spotkanie z fotografem z jaskrawej, żółtej kurtce (ja też od kilka dni taką mam do chodzenia!). Pogratulował, zrobił zdjęcie, a na odchodne rzucił komentarz, że potrzebuję weselszych ciuchów. Tak więc szukam teraz ładnych, kolorowych legginsów, jeśli możecie coś polecić, to zapraszam.

zdjęcie: Michał Buczyński

Najbardziej śnieżny zbieg
Ostatni kilometry to była prawdziwa próba. Ale nie dla mnie. Długi, ostry zbieg, pokryty grubą warstwą śniegu, odebrał ducha wielu zawodnikom. To chyba mój ulubiony odcinek w tych zawodach.

Gruba warstwa sypkiego śniegu nie była żadną przeszkodą. Z nowo nabytą pewnością siebie i raczkami na butach, wysoko podnosiłam nogi i rzuciłam się w dół. Kolejni mijani biegacze zastanawiali się, jak mogę biec w takich warunkach, ja zastanawiałam się, dlaczego nie biegną. W każdym razie nadrobiłam dużo czasu i znowu podskoczyłam kilka oczek w klasyfikacji. Na szczęście nie było bardzo zimno, więc śnieg w butach i mokre skarpetki nie przeszkadzały za bardzo.

Skończył się bieg, trzeba było szybko zwinąć raczki i przebiec kilkaset metrów do mety. Wielka satysfakcja i radość. Byłam 118. w Open i 29 w kategorii kobiet, więc moim zdaniem całkiem ładnie. Gdyby nie sznurówki, zdjęcia, urwałabym ze 2 minuty, być może wcześniejsze założenie raczków też dałoby mi trochę czasu, ale zamknęłam się w 3:40, dobrze się bawiłam, a na metę dotarłam w jednym kawałku. Sukces!

Kilka zdjęć na ściance, potem w ciepłym zjadłam pysznej zupki, przebrałam się w suche ubrania i czekałam na moje towarzystwo. Ocena zawodów pod względem organizacyjnym w naszym gronie była wysoka. Trasa – bardzo mi się podobała! Niczego nie obiecuję, ale biorę pod uwagę kolejną zimową edycję. Może tym razem wydłużę dystans?

zdjęcie: Ultra Zajonc

Natura i organizatorzy zrobili, co mogli, ale pamiętaj – do biegania górskiego trzeba się przygotować! Bez dobrego jedzenia czy odżywiania ta przygoda mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.

Chcę skończyć pozytywnie, dlatego zapraszam Was na GUT Winter za rok – dobra okazja, żeby przekonać się, jak wygląda bieganie w górach zimą i… zakochać się!

Pozostałe relacje