Maciej Łukomski
Biegacz amator
Zimowy Ultramaraton Karkonoski im. Tomka Kowalskiego (IX)

Królowa Śniezka i jej humory.

Łódź, 28.04.2024

-To co Chódy, rewanżyk ? powiedziała Śnieżka zerkając na mnie figlarnie 

-Pewnie, odparłem.

-Tym razem to ja pokażę Ci moje poczucie humoru.

-Zobaczymy zaśmiała się Królowa .

I tak oto w chłodny lutowy poranek po raz szósty stanąłem na starcie niesamowitej biegowej imprezy : Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego .

Tym razem miałem do pokonania 48 kilometrów i ponad 2000 mętów przewyższenia.

Trasa na przestrzeni lat ewaluuje, pogoda niezmiennie taka sama .

Znaczy się idź Pan w …. No sami wiecie gdzie .

Na całe szczęście nie byłem sam. Wokół mnie kłębił się tłum takich samych wariatów jak ja.

Każdy z nas nerwowo przebierał nogami wyczekując na start.

Pogoda bajkowa, delikatny mróz i padający wielkimi płatami śnieg.

No nic tylko otworzyć dobre wino i wyciągnąć się przed kominkiem.

Sekundy do startu a ja odpływam, pokrzykiwania zawodników dochodzą do mnie jakby z oddali.

Pełna koncentracja.

Ruszamy. Zaczynam bardzo spokojnie, za spokojnie.

Ścieżka po której biegniemy jest wąska, wyprzedzać : można ale kosztuje to wiele energii, której może zabraknąć na późniejszym etapie.

No więc nieśpiesznie pokonuję kolejne kilometry.

Mijam Halę Szrenicką, gdzieś w oddali majaczy owiane mgłą Schronisko na Szrenicy.

Oddech miarowy, jest naprawdę dobrze.

Widoki takie, że aż się chce żyć . Jest tak biało, że oczy me dostają kręćka. Gdzie jest góra a gdzie dół słyszę w głowie.

Wieje mocno ale w plecy, znaczy się nie jest źle. Znaczy się: mogło być gorzej .

Dobiegam do Śnieżnych Kotłów a tam  Michał z rozstawionym barkiem .

Strzelam szybką lufę malinówki, przybijam piątkę z Miśkiem i pędzę dalej.

Kolejne kilometry i docieram do Odrodzenia, nie wchodzę do schronu, ruszam dalej.

Po 3 godzinach i 28 minutach melduję się w Domu Śląskim.

Zerkam nieśmiało  na Śnieżkę widzę unoszący się nad nią pióropusz śniegu.

Normalnie Królowa śmieje mi się prosto w twarz .

Już wiem co to może oznaczać, wieje, mocno wieje.

Szybko wchodzę do schroniska. Musze wrzucić  w siebie trochę kalorii.

Zupa pomidorowa, herbata. Robi mi się błogo. Ale, jak mam powalczyć nie mogę tutaj zamarudzić.

Zmieniam rękawice na cieplejsze, wkładam do środka ocieplacze chemiczne, zakładam raczki i rura do góry.

Podejście pod Śnieżkę z Domu Śląskiego to nie  jest długi fragment. Ale : kiedy porywy wiatru sięgają 80 km  na godzinę, sypie śnieg i jest chłodno ( temperatura odczuwalna oscylowała w okolicy -20 stopnie ), daje ten fragment popalić .

Jest, osiągam szczyt, jeszcze uściski z Tatą Tomka i puszczam się w dół. Byle jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej zalesionej strefie.

Docieram do przełęczy Okraj. Szybki przepak. Zdejmuję raczki wymieniam rękawice na cieńsze i wyruszam na ostatni odcinek ZUK-a.

Za sobą mam 32 kilometry.  Czuję się naprawdę dobrze.

Pokonuję dłuższy odcinek biegnący w dół ze spora rezerwą.

Już czuję metę. Cieszę się , że tak rozłożyłem siły. W poprzednich edycjach : końcówka na oparach.

Dzisiaj ostatnie fragment a tutaj jeszcze nie zapaliła się rezerwa.

Dobiegam do ostatniego podbiegu przybijam piątkę z Majkelem  i trochę zaczyna mi być smutno, że to już koniec.

Jeszcze tylko zbieg z Kolorowej. Słyszę, że ktoś mnie goni, odwracam się, żeby zobaczyć jaka dzieli nas odległość i wpadam w poślizg.

Moje chude dupsko zaczyna zjeżdżać po zaśnieżonym stoku.

Szybko i skutecznie, sam bym tego nie wymyślił.

Zatrzymuję się na końcu stoku i ruszam na deptak.

Ostatnie metry, pędzę jak by jutra miało nie być. Wpadam na metę.

Jest zrobiłem to, zrobiłem to po raz szósty.

Na mecie Kasia- nowo upieczony Wolontariusz zawiesza mi medal .

Czego chcieć więcej.

 

Po raz kolejny przeżyłem tutaj wielką przygodę. Po raz kolejny Karkonosze pokazały mi swoje poczucie humoru.

Było ciężko, było śnieżnie, wiało, bolało i oto chodzi.

Mam nadzieję, że za rok będzie mi dane pobiec w tej najwspanialszej biegowej imprezie w jakiej dane mi było brać udział.

 

zdjęcia : Andrzej Olszanowski, Karolina krawczyk, Piotr Oleszak oraz własne

 

Pozostałe relacje