Redakcja KR
Duch Pogórza - Demon 200km

Demon, Duch, Upiór, Duszek - czyli relacja z weekendu na Pogórzu Dynowskim

28.03.2022

Do Ducha Pogórza przylgnęła ostatnio łatka polskiego Barkley Marathons. Wielu tak o nim myślało jednak już od dawna, pewnie ze względu na kilka podobieństw: nieoczywiste miejsce w którym obie imprezy są rozgrywane, bieg po pętlach i dużo przedzierania się po “ścieżkach” które znają tylko okoliczne dzikie zwierzęta i bardziej sprawni fizycznie grzybiarze.

Tekst i zdjęcia: Paweł Zając / UltraZajonc / Duch Pogórza

Oglądając zdjęcia z tras obu imprez również trudno nie dostrzec podobieństwa - niewiele widoków i otwartych przestrzeni, podobna roślinność i często występujące mgły. Do tego głównodowodząca Ducha - Dorota Kaszycka ostatnimi czasy intensywnie pracowała nad marką swojego biegu rozszerzając zakres atrakcji jakie serwuje zawodnikom. W 2021 wyprowadziła najdłuższe dystanse na drugą stronę Sanu poszerzając strefę wpływów Ducha o najdziksze rejony Pogórza przemyskiego. Jako wisienkę na torcie zawodnicy otrzymali możliwość przebiegnięcia biegu stumilowego pod nazwą Mamuna, z którą zmagania zwycięsko ukończyło 4 śmiałków.

W tym roku po dwóch lipcowych edycjach impreza wróciła na pierwotny termin - ostatni weekend marca oraz swoją starą (prawie) trasę po 34 kilometrowej pętli. Żeby nikt z zawodników nie pomyślał, że zacznie wiać nudą, to kierunek trasy został odwrócony, a do dotychczasowych dystansów doszedł jeszcze jeden - 207km. Zawodnicy mogli więc zmierzyć się z 6, 3, 2 lub 1 pętlą Ducha, albo z soczyście najeżoną naturalnymi przeszkodami “Diabelską” 13ką.

Po tym przydługim wstępie postaram się, żeby przemówił obraz (zgodnie z sugestią zamawiającego niniejszy materiał).

12 zawodników, którzy zdecydowali się na najdłuższy dystans ruszyło w piątek w samo południe, co już zwiastowało solidny pogrom. Nikogo nie dziwiło, że już na pierwszej pętli na czoło wysunęła się Patrycja Bereznowska, której chyba nikomu zainteresowanemu biegami Ultra w Polsce nie muszę przedstawiać. Razem z nią biegł Sławek Zieliński - lokalny zawodnik związany od kilku lat z Duchem jako wolontariusz, znakujący i zbierający trasę, a obecnie też ambasador imprezy. Po pierwszej pętli Patrycja zgubiła Sławka w bazie zawodów i dalej sukcesywnie zwiększała nad nim przewagę.

Tomasz Krasiński na pierwszej pętli. Jak potem się okaże zrobi ich łącznie cztery. To zdjęcie jest jednym z moich ulubionych z tegorocznej edycji.

Sławek przed wyjściem na trzecią pętlę, z jego spojrzenia na Dorotę już można wiele wyczytać.

Patrycja dobiegła do mety kilka minut przed 3 i z czasem 37:52:38 została pierwszą zwyciężczynią Demona w kategorii open (!) oraz rekordzistką trasy. Na mecie powiedziała, że przez całą ostatnią pętlę chodziła za nią bułka z masłem i serem żółtym. Oczywiście jej zachcianka została spełniona przez samą szefową zawodów. Patrycja zdradziła też nam, że wszystkie pętle poza ostatnią pokonywała w takim samym czasie, a jedynie na ostatniej zwolniła.

Drugim zwycięzcą Demona (w kategorii M) został Sławek, który na mecie zameldował się przed 7 rano w niedzielę. Wszyscy którzy na niego czekali z niedowierzaniem patrzyli jak świeżym i żwawym krokiem pokonywał ostatnie kilkaset metrów na asfalcie prowadzącym do mety.

Tutaj kończy się lista tegorocznych finiszerów Demona, ale warto jeszcze wspomnieć Tadka Podrazę, który jako jedyny ukończył 5 pętli. Zakończył swoją przygodę na kilkadziesiąt minut przed Sławkiem uznając, że ma niewielkie szanse zmieścić się w limicie skoro 5 kółko zajęło mu ok 10 godzin, jemu zostalo mniej niż 7 do limitu. Przed wyjściem na swoją ostatnią pętlę Tadzik zademonstrował nam swój sposób na zachowanie stóp w dobrym stanie podczas tak długiego biegu smarując je pokaźną warstwą Sudocremu. Wbrew opiniom specjalistów to rozwiązanie wydaje się być naprawdę skuteczne, bo jego stopy wyglądały bardziej jak po rekreacyjnej 5ce w parku niż 130km na każdej możliwej nawierzchni nie wyłączając z tego dwóch blisko kilometrowej długości strumieni.

Podobna sytuacja jak na Demonie miała miejsce na Upiorze (100km+). Tutaj od samego początku prowadziła dwójka doświadczonych ultrasów: Rafał Bielawa razem z ubiegłorocznym finiszerem BUT Challange - Arturem Padewskim. Kiedy w połowie trasy mnie minęli, to różnica wynosiła raptem kilka sekund. Po kolejnym okrążeniu spotkałem Rafał niemal dokładnie w tym samym miejscu. Miał już 20 minut przewagi, ale powiedział mi, że temperatura mocno mu się daje we znaki. Był to jeden z pierwszych tak ciepłych dni tego roku - temperatura oscylowała w okolicy 15 stopni, a w nocy było kilka stopni poniżej zera, co mogło wywołać szok w organizmie. Przewaga Rafała jednak ciągle rosła. Na mecie zameldował się z czasem 12:34 wyprzedzając Artura o 1 godz 22 min, a trzeciego Michała Paczuskiego o 2 godz i 10 min.

Artur na drugim okrążeniu zbiega z Koziego Garbu wciąż jeszcze depcząc po piętach Rafałowi.

Trzeci na Upiorze Michał podchodzi pod Kozi Garb.

Dystans upiora ukończyły też dwie panie. Pierwsza z nich to widoczna na załączonym obrazku Agnieszka Czyżewska.

Drugą z nich Izabelę Januszewską widzimy w momencie wyjścia na trzecią i ostatnią pętlę.

Tak w skrócie można opowiedzieć to co działo się na najdłuższych dystansach tegorocznego Ducha Pogórza. Wystartowało na nich łącznie 22. W tym roku startując na dłuższym dystansie można było sklasyfikowanym na krótszym w przypadku nieukończenia całości. W związku z czym 7 zawodników startujących na najdłuższym dystansie zostało sklasyfikowanych jako finiszerzy setki. To taki miły ukłon organizatora w kierunku zawodników.

Skupiłem się na najdłuższych dystansach, ale na podziw i uznanie zasługują wszyscy uczestnicy i z tego miejsca im serdecznie gratuluję. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to pełne wyniki dostępne są tu (podobno będą jeszcze poprawki).

Pozostałe relacje