Pikaczu
Biegacz amator
XIII. Bieg Rzeźnika

BIEG RZEŹNIKA 2016 - DO TRZECH RAZY SZTUKA CZYLI PORA NA HARDCORA (100km)

Gliwice, 17.05.2024

drużyna :BIES i CZAD

ETAP 1-wszy; Królestwo za Toi Toia..

Piątek 27 czerwca godzina 1:30 z hakiem, pakujemy się do autobusu który wiezie nas z Cisnej do Komańczy. To już trzeci raz tu jestem więc może w końcu
uda się dolecieć w mniej niż 15godzin do mety.. Około 3ciej stoimy przy linii startu,
wciśnięci w tłum biegaczy (ambitnie na samym przodzie). Organizator biegu Mirek
strzałem daje znak do startu. Ponad tysięczna horda rusza w bieszczadzkie szlaki ,
początkowo wolnym truchtem.Parę kilometrów asfaltu przez Duszatyn by jeszcze w objęciach
ciemności wkroczyć na leśne drogi. Na szczęście nie ma zbyt dużo błota. Robi się jasno
i ciepło do czego przyczyniają się też liczne podejścia. Dobiegamy do Przełęczy Żebrak gdzie
na ostatnich Rzeźnikach był punkt z napojami lecz niestety teraz jest tylko punkt pomiaru
czasu. Trudno..Lecimy dalej. Po paru km zaczynam odczuwać pewien dyskomfort i potrzebę udania
się do miejsca gdzie nawet królowie piechotą chadzali ;) Co prawda krzaków i drzew dokoła pod dostatkiem
ale biorąc pod uwagę tłumy biegnące za mną i ochronę przyrody bieszczadzkiej postanawiam wytrzymać do Cisnej
gdzie na 32 km jest punkt odżywczy i odrobina cywilizacji. No teraz to mam prawdziwą rzeźnię :))
Biegniemy dość dobrym dla nas tempem i szybko dolatujemy do bardzo stromego zbiegu prowadzącego wzdłuż wyciągu za którym
już znajduje się asfaltowa droga w Cisnej.
Pierwsze kroki oczywiście kieruję (nie jako jedyny ) w stronę plastikowych Toi Toi :) ...o nie ma papieru :) dobrze że mam w plecaku :))
Po dłuższej chwili pełen nowej energii jestem gotowy do dalszej drogi. Czos czeka już z wodą którą wlewam do bukłaka.
Ruszamy dalej.

ETAP 2gi; Dlaczego są takie piękne dlaczego tak nęcą ludzi?

Parę metrów asfaltu, parę metrów wzdłuż torów kolejowych i znowu jesteśmy na czerwonym szlaku który wita nas stromym podejściem.
Można coś poprzekąszać i uzupełniać płyny. Słoneczko grzeje, dookoła zielono. Prawdziwa biegowa sielanka wśród bieszczadzkich szczytów.
Lecimy przez Małe Jasło (1102), Jasło (1153) i Okrąglik(1101) by po jakimś czasie wyskoczyć na szutrowej drodze prowadzącej bezpośrednio do punktu
odżywczego Stokówka. Opijamy się napojami sponsorów i połykamy makaron z sosem warzywnym. By nie tracić zbyt wiele czasu ruszamy z Colą w ręku dalej.

ETAP 3 I na co mi to było ?

Dalszy etap to zupełnie nowa trasa Biegu Rzeźnika która została zmieniona dosłownie parę dni temu z powodów o których łatwo poczytać na stronach internetowych.
. Smerek i Połoniny z cudownymi widokami zostały zastąpione przez trasy mniej widokowe aczkolwiek nie pozbawione
ilości zbiegów i podbiegów. Niestety po paru kilometrach prawe kolano zaczyna dawać mi dziwne sygnały....nie jest dobrze. Coraz gorzej mi podchodzić a bieganie po płaskim
też przestaje być przyjemne. Jakimś cudem przy zbiegach nie ma wielkiej tragedii i tylko tym sposobem możemy nadrobić trochę czasu. Brzuch też zaczyna znowu się buntować...
a miało byś tak pięknie... trudno ,jakoś szarpiemy do przodu.Stromym zbiegiem dolatujemy do następnego pomiaru czasu. Są kibice , są napoje i jest nowa energia...Jakoś będzie..

ETAP 4 Trochę bólu, trochę błota i We are the champions.

Etap bardzo podobny do poprzedniego. Trochę jednak zmienia się pogoda i pada deszcz na szczęście nie ulewny a w obecnej sytuacji
nawet przyjemnie chłodzi. Po jakimś czasie znowu wychodzi słoneczko. W pewnym momencie trafiamy na bardzo wąską błotnistą ścieżkę
gdzie każdy krok zmienia się w poślizg. Ścieżka wydaje się nie mieć końca strasznie utrudnia poruszanie się i jeszcze bardziej spowalnia
bieg. Kolano dalej boli troszkę uspokojone tabletkami przeciwbólowymi z Biedronki :). Pojawiają się tabliczki informujące że już tylko parę
km do mety i zarazem uświadamiające nas że do tegorocznej trasy Rzeźnika oraganizatorzy dołożyli gratis 5km :).Znowu pojawia się asfaltowa droga. Jeszcze kawałek i zjawiamy się na mecie z czasem 12godz i 15 min.pokonując 82kilometry. (Dla mnie sukces na maxa) Upojeni finishem
decydujemy się na dodatkową trasę 18 km czyli na Rzeźnika Hard Core.

Epilog czyli Hard Core

Po dość długim posiłku ma mecie (którego czas wliczany jest do Hard Cora) wyruszamy bardzo ostrym podejściem pod górę w mocno grzejącym słońcu
i już po paru minutach wiemy że nie będzie łatwo a podejście nie chce się skończyć... Nie rozpisując się; większość tego etapu pokonaliśmy pieszo,
dopiero przy ostatnich kilometrach trochę pozbiegaliśmy gdzie znowu kolano zaczęło dawać się we znaki. Trasę ukończyliśmy już późnym wieczorem w
towarzystwie kolegi ściągającego oznaczenia. Pomimo wszystkiego udało się zaliczyć Rzeźnika HardCora i zamknąć 100km lub 103 ...sam nie wiem dokładnie :)

OGŁOSZENIA PARAFIALNE:

W związku że Bieg Rzeźnika odbywany jest w parach wypada tu podziękować panu Tomaszowi za wspólny bieg, wsparcie duchowe i odporność psychiczną na moje towarzystwo :)
Zdjęcia pozrzucane z filmików więc szału nie ma ale zawsze coś.....

Pozostałe relacje