Redakcja KR

Świat biegów ultra wg Ani Witkowskiej

Katowice, 19.04.2019

A jak Ania.

To nie będzie biografia, bo jeszcze się nie wybieram na biegową emeryturę. Zresztą nie mogę o sobie napisać, żeby od małego zapowiadało się na jakieś sportowe sukcesy. Tu nie poczytacie o rywalizacji, rekordach i życiówkach. Alfabet będzie o bardzo moim świecie ultra.

 

B jak Beskidy

Najbardziej „moje” są Beskid Śląski i Żywiecki – mam tam mnóstwo ulubionych miejsc, szlaków, schronisk. Nieważne, czy biegowo, na rowerze, czy skiturach. Czuję się tam zwyczajnie dobrze, jak w domu. I jeszcze Beskid Niski, trochę bardziej oddalony i przez to egzotyczny, odkryty zaledwie dwa lata temu przy okazji zapisania się na ŁUT150… Po prostu moje ukochane góry.

C jak crossfit

Ja i ciężary? Ja w towarzystwie karków z siłowni? W życiu! Do dnia, kiedy podłamana kontuzją zamiast na opłacony start trafiłam na zajęcia crossfit. I przepadłam. Urzekła mnie wszechstronność tego treningu, dbałość trenerów o zapobieganie kontuzjom i poprawną technikę, nastawienie na sprawność ciała, a nie pompowanie mięśni. Jestem pod wrażeniem, nie wierzyłam, że crossfit może tak szybko wzmocnić całe ciało, dodać siły (te kilometry podejść i ostre zbiegi!) i jeszcze… rysować piękną sylwetkę.

D jak doświadczanie

To taki banał i najprawdziwsza prawda jednocześnie: ultra jest niezwykłą okazją do doświadczania, znacznie bardziej intensywnego i głębokiego niż jest to możliwe w codzienności. Doświadczania samego siebie, odkrywania warstw swojej świadomości, jak przy obieraniu cebuli. Doświadczania mocy i piękna przyrody. Doświadczania tego, co ważne w relacjach i najmniejszych interakcjach z innymi ludźmi.

E jak emocje

„Emocje od K2 aż po Mariański Rów”. Na ultra mam wszystko. Od euforii i endorfinowych motyli w brzuchu, po lęk o własne życie i spazmatyczne wypłakiwanie wszelkich żali, z całą gamą odcieni szarości i tęczy po drodze. Najlepsze są te emocje, które towarzyszą mi około kilometra, dwóch do końca biegu, kiedy jeszcze jestem sama, jeszcze biegnę, ale już mam pewność, że zaraz meta będzie moja.

F jak fotografia

Zdjęcia to najlepsza pamiątka. Mam na ich punkcie fisia, sama robię ich mnóstwo, skaczę z radości, wiedząc, że na biegu będzie dobry fotograf, a potem zbieram te fotki, pieczołowicie segreguję w albumach. Zdradzę też wam sekret na te najnajnajmega zdjęcia, jak chociażby ognisty wschód słońca czwartego (ostatniego) poranka na BUT Challenge: patrzę sekundę, pstrykam powiekami i zapisuję ten obraz w serduszku. Gotowe!

G jak gadżety

Góry – to by było zbyt oczywiste, więc dwa zdania o gadżetach. Jako kobieta uwielbiam śliczne drobiazgi, których przeznaczeniem jest cieszyć oko i uprzyjemniać ultrażycie, i jest mi bardzo przykro, że nie jest to jakiś wyraźny trend w ultra. Jakby co, apel do producentów: chętnie podejmę się trudu testowania gadżetów dla ultrasek.

H jak halucynacje

Opowieści o tym, jakie przywidzenia mają biegacze podczas ultra, bawią do rozpuku. Zwykle zwidy pojawiają się podczas drugiej nocy w trasie. Zaczyna się niewinnie, najpierw w kształtach korzeni dostrzega się kształt człowieka lub zwierzęcia. Aż przychodzi taki moment, że fioletowe, roślinożerne t-reksy, szepczące „dobry wieczór” w okolicach Klimczoka, nie wywołują żadnego zdziwienia.

I jak inspiracja

Nie mam idoli do podziwiania i naśladowania. Inspirują mnie za to ludzie, których znam. Nawet ci, których nie lubię, bo zadaję sobie pytanie: co z tej sytuacji biorę dla siebie? Kiedyś tak sobie wymyśliłam, żeby czerpać inspiracje każdego jednego dnia. A pierwszą inspiracją dla mojego ultra był plakat informujący o jakimś rajdzie długodystansowym, wywieszony na tablicy w Karłowie. Który to mógł być rok…?

J jak jedzenie

Jedzenie to warunek niezbędny do sukcesu treningu, ale nie potrafię myśleć o jedzeniu wyłącznie w kontekście odżywiania. Jedzenie to zapach i smaki, czyli zmysłowe doświadczanie życia. Jedzenie to karmienie, a karmienie to dzielenie się miłością. Wiele osób pyta mnie o to, jaka dieta jest najlepsza pod ultra. Otóż żadna dieta, która z zasady opiera się na ograniczeniach, wyrzeczeniach i poświęceniach, nie jest dobra. Ja najlepiej czuję się na jedzeniu, o którym mówię, że jest aż gęste od wartości odżywczych, posiłki przygotowywane z najprostszych, jak najmniej przetworzonych składników. I wcale nie trzeba wydawać milionów monet ani ślęczeć godzinami nad przygotowaniem takiego jedzenia. Przykłady? Proszę bardzo. Kubełek zmrożonej bitej śmietany z orzechami i porzeczkami albo jagodami na potreningowe śniadanie latem. Litr jogurtu, który robię sama w domu, od razu po zawodach. Tortilla, czyli jajka z ziemniakami i warzywami na obiad. Gęsta zupa pomidorowa albo dyniowa na przepaku. Nie potrafię przeżyć dnia bez masła oraz żółtego sera. Śmiałam się z mody na jedzenie bez glutenu, aż pszenica wyszła jako numer jeden na liście moich nietolerancji pokarmowych. Co nie oznacza, że nigdy już nie skuszę się na domowe ciasto albo schabowego w złocistej panierce. Przez trzy doby Beskidy Ultra Trail 305 Challenge nie wzięłam do ust żadnego żelu, jadłam zwykłe posiłki w schroniskach, przegryzałam snickersami i popijałam colą. Jestem fanką wysoko wody zmineralizowanej, takiej aż słonej, pycha. I jeszcze ciepłej, przesłodzonej herbaty z bukłaka.

K jak Królik

A dokładnie Królik Stefan, który jest bardzo ważną częścią mojego świata ultra. Poznaliśmy się kiedyś w sklepie z używaną odzieżą, w którym jakimś cudem ściągnął na siebie moją uwagę, cichutko szeptając: kup mnie. Od tamtej pory Królik Stefan towarzyszy mi na każdym ultra, zwykle siedzi na ramieniu, czasem w plecaku, a ostatnio testowaliśmy czy mu wygodnie na kierownicy roweru. Królik Stefan jest tak ważny, bo zwykle na ultra biegnę sama, a dobrze jest mieć do kogo otworzyć usta. I tak sobie ze Stefanem rozmawiamy. Kiedy zbliża się druga nocka w trasie, rytuałem jest już układanie piosenek i śpiewanie ich na głos, w stylu: „moje nogi, moje nogi/niosą cudnie, niosą cudnie/rano wieczór i połuuudnie!/a najbardziej, a najbardziej/niosą w Lądku, niosą w Lądku/i znów śpiewam od początku, hejże hej!

L jak las

Nie pociągają mnie biegi po pustyni ani przez miasto. Najfajniejsze są biegi w lesie, bo w lesie dużo się dzieje o każdej porze dnia i nocy, o każdej porze roku lasy pełne są przepięknych roślin i ciekawych zwierząt. Obserwowanie przyrody jest fascynujące i wcale nie trzeba siedzieć bez ruchu godzinami, żeby coś dostrzec. Wielu zjawisk przyrody nie zobaczyłabym, gdyby nie biegi ultra! Jednak jedno z marzeń tej leśnej kategorii nadal pozostaje niespełnione: zobaczyć borsuki.

M jak muzyka

Odtwarzacz MP3 to jedyny przedmiot spoza wyposażenia obowiązkowego, który wrzuciłam do plecaka na BUT Challenge. Czego tam nie było… Od muzyki filmowej i klasycznej, koncertów Jimek+, agresywnych brzmień po halucynogenne wytwory Essex i hity nadmorskich dyskotek. I nieważne, że przez całe trzy doby nie włączyłam – ta muzyka była ze mną, grała mi w głowie.

N jak nadwrażliwa

Swoimi wynikami wypracowałam sobie opinię kobiety twardej jak skała, niezniszczalnej. I czy teraz ktoś uwierzy w to, co się kryje za tym murem? A jest tam dziewczyna bardzo krucha, nieśmiała, nadwrażliwa, spędzająca długie godziny w depresyjnych nastrojach, którą często do płaczu doprowadza nieradzenie sobie z podstawowymi czynnościami jak wymiana żarówki i niedowierzanie, że kogoś może interesować to, co pisze, mówi i robi.

O jak orientacja

To nie jest to, o czym myślicie! Ultrabiegi na orientację, rowerowa jazda na orientację albo najlepsze: rajdy przygodowe na orientację to jest dla mnie przyszłość ultra. Orientacja jest dużo bardziej wymagająca od samego tylko biegania po oznakowanej trasie, dostarcza bez porównania więcej wrażeń, a wciąż jest łatwo dostępna dla biegacza amatora. Bardzo cenię sobie swoje osiągnięcia w zawodach z mapą, nierzadko bardziej niż w biegach liniowych. I jeśli pytacie, w jakie wyzwania celuję na następny sezon – to pewnie będzie coś w tej branży.

P jak perfekcjonizm

Ja po prostu muszę rozpracować każdy szczegół, poznać wszystkie zakamarki i tajemnice trasy. Mapy najważniejszych biegów mogę narysować z pamięci. Pochłaniam tony książek o treningu, odżywianiu, procesach metabolicznych, kontuzjach. Nauczyłam się nawet technik tejpowania. A rzeczy do przebrania na przepaki układam w kosteczkę. Chore czy zabawne, bez tej mojej cechy nie byłoby ultra, nie byłoby mnie. Przy okazji, perfekcyjna pani lasu przypomina: #biegamultranieśmiecę!

R jak rytuały

Malowanie paznokci. Zupa z termosu od supportu. Niebieski kocyk w żyrafki na dobry sen. Kąpiel w solance w niedzielny wieczór, saunarium trzy dni po zawodach. Trochę taki dzień świstaka, ale co tam… rytuały związane z treningami, pakowaniem, schematem działania na punktach odżywczych, czy wreszcie regeneracją bardzo mi służą.

S jak support

Moja mama. Brat Maciek. Najbliżsi – najlepszy support team na świecie i kropka.

Ś jak Śląsk

Nie mieszkałam za bajtla w familoku i nie umiem gryfnie szkryflać po naszymu, ale i tak to napiszę: jestem blank dumna ze swojego pochodzenia. Jestem pewna, że to właśnie hanysowe geny sprawiają, że moga ciś kajś bez las, w marasie i po ćmoku, a żadne beboki nie są mi straszne. I nie dostaję hercklekotów od ciężkiej pracy, ino czasem szłapy mnie do rzyci włażom. Przaja wom, Kingrunnery, chowcie się!

T jak treningi w tabelkach

Perfekcyjna pani lasu jest również perfekcyjną panią excela, która ma swoją wielką tabelę z planem treningowym rozpisanym na cały rok. Samo przygotowanie tabeli trwa ponad tydzień. Jaram się tą tabelką jak dzik na żołędzie, bo to, że mam tam wpisane wszystkie informacje, o opłatach startowych, noclegach i wspólnych przejazdach i że nie muszę się zastanawiać, jaki trening zrobić danego dnia, to jeszcze nic... najfajniejszy jest taki efekt, że po wpisaniu zrealizowanych treningów tabelka zaczyna się sama kolorować na różne odcienie, w zależności od odchyleń od planu… ekstra, co nie?

U jak ultra

Ultra z łacińskiego słownika: za, poza, ponad, ekstremalnie. Dla mnie ultra znaczy: zawsze więcej. Jestem na to bardzo zachłanna. Nie wiem dlaczego, jest dla mnie oczywiste, że jeżeli impreza biegowa oferuje kilka dystansów, to trzeba zapisać się na ten najdłuższy. I to wcale nie chodzi o to, że najtaniej za 1 kilometr!

W jak wolontariat

Żadne ultra nie mogłoby się odbyć, gdyby nie ludzie, którym chce się przyjechać na zawody i pracować za darmo. Obsługa biura zawodów, pomoc techniczna, krojenie owoców na punkcie odżywczym, znakowanie i sprzątanie trasy… tyle odpowiedzialnych zadań. Czasem w słońcu, czasem w deszczu. Ale muszę to napisać: wolontariat jest dla mnie jednym z najbardziej niesamowitych doświadczeń w ultra. Nigdy nie miałam tak naładowanych baterii jak po dwóch dobach (prawie bez snu) pomagania zawodnikom na ŁUT. Tyle dobrego dostajemy jako biegacze od wolontariuszy, że warto jest podzielić się tym dalej i też stanąć po drugiej stronie stolika z wodą, colą i izo.

XX jak ultra jest kobietą

Ultra to trochę taki męski świat: zmierzyć się z przygodą, wyzwaniem, rywalizować, walczyć z bólem o trofea i takie tam. No i jak trafi się kobieta, co będzie lepsza niż 90% zawodników, robi się dziwnie. A to przecież kobiety mają w sobie nieskończoną moc, wytrzymałość, cierpliwość i zdolność gospodarowania energią, czyli cechy tak potrzebne w ultra. Dlatego bardzo chętnie podkreślam na najbardziej hardkorowych zawodach swoją kobiecość, chociaż jakąś kokardką we włosach czy lakierem na paznokciach, nawet jeśli te „dekoracje” są cały  czas ukryte pod czapką i rękawiczkami. Dziewczyny, ultra jest kobietą!

Żeby nie było tak różowo, w tym miejscu wspomnę o jedynej wadzie ultra, z którą nie mogę się pogodzić. Setki kilometrów po górach spowodowały, że przez cały sezon startowy nie jestem w stanie założyć na stopy ukochanych butów na obcasach, takich szpilek z dropem > 80 mm. 

Y jak yyy…

Bo często nie wiem, co powiedzieć. Wolę pisać. A i tak wydaje mi się, że to same nieistotne głupoty. Dlatego jeszcze bardziej to wolę biegać swoje. I szukać dalej swoich granic.

Z jak zima

Bo lubię biegać w warunkach, które u niejednego biegacza wywołują grymas niechęci. W deszczu, w ciemności, po śniegu, po błocie. Takie warunki to fajna przygoda, dodatkowa atrakcja, mam z tego jakąś taką dziecięcą radość. Nawet specjalnie zakładam białe skarpety. No i jeszcze jakoś tak się dziwnie składa, że im gorsza pogoda, tym wyżej jestem w tabeli wyników. OK, jest jeden wyjątek. Z upałami to nie potrafię sobie poradzić, przegrzewam się bardzo, z tego powodu strasznie się bałam startu w Biegu 7 Szczytów. Ale co tam upały, właśnie nadchodzi najlepsza pora roku na przygody!

Tekst ukazał się drukiem w magazynie ULTRA#20

Tekst: Ania Witkowska

Zdjecie główne: Piotr Oleszak

Zdjęcia w tekście: Jacek Deneka, Mateusz Knap, Karolina Krawczyk, Piotr Dymus

 

Pozostałe artykuły