Ola Belowska
Biegacz amator

Staram się podążać własną drogą - Jacek Deneka UltraLovers

Warszawa, 18.01.2017

Wejście w świat fotografii miał mocne. Większość z nas zauważyła jego przejmujące portrety robione biegaczom nie tylko w trakcie odbierania pakietów przed zawodami, lecz także na punktach odżywczych czy mecie, kiedy na twarzach widać przede wszystkim ultraznój. Pokazał nam naturalistyczne piękno biegania i… zaskarbił sobie sympatię wielu. Mowa oczywiście o Jacku Denece, UltraLovers, z którym mogliśmy porozmawiać nieco o fotografii i nie tylko.

Jacku, jakiś czas temu zupełnym przypadkiem wpadliśmy na siebie w kinie, pamiętasz?

Tak pamiętam, w kinie Luna byłaś z Belą na filmie, na którym byłem i ja.

To był pokaz filmu „Człowiek”, wieloletniego projektu Yanna Arthusa-Bertranda. Nieokreśleni, trochę przypadkowi ludzie z całego świata opowiadali o miłości, przyjaźni, bliskich, marzeniach i innych sprawach, które stanowią o byciu człowiekiem. Kluczowe pytanie w tym filmie to „co czyni człowieka człowiekiem?”. A ja chciałabym się Ciebie zapytać, co czyni fotografa fotografem?

W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z prawdziwą eksplozją fotografii, którą zapoczątkowały aparaty cyfrowe. Aktualnie aparat znajdziemy w niemal każdym telefonie komórkowym. To wszystko sprawia, że mamy zalew fotografii i fotografów, więc pytanie o to, co czyni fotografa fotografem, jest „na czasie”. Moim zdaniem fotografa fotografem czyni jego specyficzne spojrzenie na rzeczywistość. To rodzaj artysty, który ma umiejętność pokazania fotografowanego tematu na swój oryginalny, wyróżniający się sposób, ma swój styl. Jest dobrym rzemieślnikiem tj. ma dobrze opanowany warsztat pracy. Mówiąc obrazowo prawdziwy fotograf zazwyczaj będzie potrafił np. w banalnym krajobrazie znaleźć urzekające piękno natury, a w tłumie ludzi czekających na mecie na maratończyków dostrzeże energię i emocje tego miejsca oraz pokaże to na zdjęciach.

Chciałabym zostać przy Arthusie-Bertrandzie na chwilę. Reżyser filmu to też fotograf, autor niesamowitych zdjęć z lotu ptaka, pięknych pejzaży, twórca filmu „SOS Ziemia”. Czyli – pejzaże, przyroda, a z drugiej strony emocje na twarzach ponad dwóch tysięcy ludzi nagranych w projekcie „Człowiek”. Widzę tu pewne podobieństwo do Twojej drogi fotograficznej. Pejzaże, fotografia górskich krajobrazów, a w końcu rejestrowanie emocji na twarzach biegaczy. Co Ty o tym myślisz?

Przed seansem filmu „Człowiek” nie znałem twórczości Arthusa-Bertranda. „SOS Ziemia” obejrzałem niedawno, natomiast jakiś czas temu zobaczyłem zajawkę filmu „Human” w internecie i urzekły mnie portrety ludzi różnych ras i kultur z całego świata tak bardzo odmiennych, ale o rzeczach ważnych mówiących podobnym „językiem”. Tematyka filmu, sposób narracji i filmowania „Człowieka” przypominały mi trochę „Barakę” i „Samsarę”, co przesądziło o tym, że wybrałem się na ten film.

Można powiedzieć, że fotograficznie mam podobne zainteresowania co Bertrand, bo krajobraz, zwłaszcza górski, jest mi bliski, a człowiek-biegacz w krajobrazie czy w portrecie stał się obecnie głównym tematem moich zdjęć.

Bieg Marduły 2016

Bieg Marduły 2016

No właśnie, rozwijasz się dwutorowo. Z jednej strony wykonujesz zdjęcia ludzi, którym nie boisz się celować obiektywem prosto w oczy z dość małej odległości, a z drugiej, wciąż fotografujesz krajobraz. Niemniej masz też sporo zdjęć biegaczy w akcji. Interesują mnie te ostatnie zdjęcia: czy to człowiek jest na nich istotny, czy jest dodatkiem?

Oczywiście biegacz jest najważniejszy w tego typu kadrach. Staram się uchwycić jego zmagania z dystansem, czasem, pogodą, warunkami na trasie, własnymi słabościami, czy też wkomponować sylwetkę w krajobraz tak, aby powstał harmonijny obrazek. 

A Twoje portrety? Dlaczego zdecydowałeś się na ich robienie?

Pierwsze zdjęcia portretowe skupiające się wyłącznie na biegaczu z bliska zacząłem robić na ubiegłorocznej edycji Zamieci. Uznałem, że mało jest fotografii skupiających się na samym człowieku, a to on jest głównym aktorem na biegowej scenie. W galeriach z imprez biegowych do tej pory nie było zbyt wielu fotografii tego typu. Większość zdjęć pokazuje sylwetki biegaczy ginące zazwyczaj wśród innych biegnących w tłumie ludzi albo skupia się ogólnie na pokazaniu imprezy biegowej, jej organizacji, klimatu itp. Portret wydobywa biegacza na pierwszy plan i pozwala uczestniczyć w tym, co przeżywa dana osoba. Poza tym takimi zdjęciami też da się opowiedzieć jak wyglądał bieg – patrz zdjęcia z ZUK-a 2016. 

A nie boisz się, że zobaczysz na umęczonych twarzach niechęć? Że nie każdy będzie chciał zajrzeć w oko obiektywu?

Jeśli chodzi o niechęć do patrzenia w obiektyw, to w zdecydowanej większości biegacze czują radość, uśmiechają się, są zadowoleni i coraz częściej pozują do zdjęcia, gdy widzą wycelowany w nich obiektyw. Czasami czują się niezręcznie, bo jest to dla nich sytuacja nietypowa, ale z niechęcią raczej się nie spotykam.

Czy miałeś jakieś nieprzyjemne sytuacje, gdy wykonywałeś takie zdjęcia?

Do tej pory nigdy nie spotkałem się z nieprzyjemnymi zdarzeniami, czy to w kraju, czy za granicą, ale są sytuacje, gdy ktoś sygnalizuje, że nie chce być fotografowany z bliska i wówczas ja się nie narzucam. 

Co chcesz zobaczyć w człowieku na tych zdjęciach? I dlaczego preferujesz czarno-białe wersje?

Sytuacje, które stwarza impreza biegowa na starcie, mecie, punktach odżywczych, świetnie pozwalają wyłapać to, co biegacze przeżywają, co czują, jakie emocje im towarzyszą. A czarno-biała konwencja prezentacji takich zdjęć jeszcze bardziej pozwala skupić się na przedstawianej osobie. 

Wszedłeś z dużym impetem na scenę polskich fotografów biegowych. Planowałeś to czy po prostu tak wyszło? No i dlaczego po fotografowaniu w podróży i Bieszczad zająłeś się właśnie tym?

Gdy zaczynałem fotografować imprezy biegowe, niczego nie planowałem i nie spodziewałem się, że zdjęcia staną się tak popularne wśród biegaczy. Kiedyś jak częściej bywałem na biegach jako ich uczestnik, zabierałem telefon z aparatem i często pstrykałem zdjęcia w biegu. Robiłem później z tego mini galeryjki. Jakość była fatalna, ale lubiłem rejestrować bieg. Zajmowałem się też amatorsko fotografią krajobrazową, a motywem przewodnim były góry. Z tego połączenia biegania i fotografowania wyszła mi pierwsza sesja zdjęciowa na Ultramaratonie Bieszczadzkim. W październiku 2015 r. spędzałem urlop w Bieszczadach i chciałem porobić trochę zdjęć pięknej bieszczadzkiej jesieni, ale się nie udało przez załamanie pogody. Pojechałem wówczas na bieg organizowany przez ekipę Biegu Rzeźnika, w którym uczestniczyłem parę razy. Zrobiłem trochę całkiem udanych kadrów i tak się zaczęła przygoda z fotografowaniem biegów górskich. Założyłem na Facebooku fanpage UltraLovers i zacząłem publikować zdjęcia z biegów w albumach. Strona stała się dość szybko popularna i obecnie ma ponad 3,5 tys. polubień.

Czy masz jakichś fotograficznych idoli? Jeśli tak, to jaki rodzaj fotografii preferowali?

Raczej nie mam idoli. Zawsze staram się podążać własną drogą. Przeglądam sporo zdjęć na portalach fotograficznych. Czasami inspiruję się napotkanymi pracami czy ich autorami. W kręgu zainteresowań był głównie krajobraz, obecnie sporo portretu. Zaglądam też do albumów, a ostatnie nabytki to „Mgnienie oka” Gregora Laubsch i „Women” Annie Leibovitz. Fotografując biegi i biegaczy, śledzę poczynania takich zagranicznych gwiazd fotografii jak Jordi Saragossa, Alexis Berg, Ian Corless, Damien Rosso, Jose Miguel Muñoz, Marcos Cabrera.

Wróćmy na biegowe podwórko. Co myślisz o obecnym kształcie biegowej sceny foto w Polsce? Jaki jest Twój stosunek do konkurencji? Czy uważasz, że jest jeszcze ona zdrowa?

Widzę, że biegowa scena foto się rozwija. Pojawia się na niej coraz więcej osób, które fotografują nie tylko amatorsko, ale i zawodowo. Rynek biegowy cały czas się zmienia. Biegacze migrują z asfaltu w teren, w góry, w ultra, w biegi z przeszkodami lub inne o przeróżnych formułach. Powstają coraz to nowe portale biegowe, tytuły prasowe, nowe imprezy biegowe. Rośnie biegowa blogosfera. Pojawia się więc i zapotrzebowanie na dobrą fotografię. Ja na obecnym etapie nie postrzegam swojej działalności w kategoriach zawodowych. Dla mnie to nadal hobby, więc nie traktuję innych fotografów jak konkurentów.

A jak w takim razie? Których polskich fotografów biegowych sobie cenisz? Jeśli tak, to za co?

Tak, jest parę osób których fotografie lubię oglądać. Piotr Dymus niewątpliwie osiągnął status art w fotografowaniu biegów terenowych i lubię oglądać jego prace. Nikt tak jak on nie „rozkminia” miejscówek na trasie, aby zamknąć w pięknym kadrze biegacza. Julita Chudko świetnie wyłapuje detal. Oglądając jej niektóre prace, czuję błoto na butach. Potrafi też tworzyć niesamowite klimaty. Poza tym wyróżniającymi się fotografami, którzy robią zdjęcia w terenie, są: Michał Unolt, Janko Haręza, Jolanta Błasiak-Wielgus, Karolina Krawczyk, Piotr Oleszak, panowie Urbaniak z Bikelife. Zaglądam do ich galerii. Natomiast wśród fotografujących biegi uliczne, których kojarzę głównie sprzed paru lat, lubię zdjęcia Doroty Świderskiej z serwisu Maratończyk.pl za ich naturalność. Andrzej Chomczyk potrafi wydobywać swoimi kadrami esencję biegania. Obecnie fajne kadry można zaleźć na profilu Sportografia.pl. Jestem też fanem zdjęć Aleksandry Szmigiel-Wiśniewskiej, która fenomenalnie fotografuje lekkoatletykę.

A czy masz wśród polskich lub zagranicznych zawodników osoby, które lubisz fotografować? Ktoś jest wyjątkowo fotogeniczny?

Nie mam kogoś szczególnego ale zawsze chcę uchwycić na swoich kadrach czołowych biegaczy. Przyciągają mnie też charakterystyczne, wyróżniające się postacie czy twarze. 

Dyplomata! Widziałam w Twoich galeriach sporo zdjęć z Alp czy Dolomitów. Często tam jeździsz?

W miarę regularnie jeżdżę w góry, ale najczęściej w nasze Tatry i Beskidy. W Dolomitach byłem raptem dwa razy, a w Alpach trzy. Lubię wypoczywać w górach i często spędzam tam urlop, chodząc sobie nieśpiesznie i fotografując.

A lubisz chmury w górach? Bo często wracają na Twoich zdjęciach.

Chmury czy mgły dodają pejzażowi górskiemu klimatu, tworzą często spektakularne obrazki. Potrafią zepsuć cały plener, gdy idziesz i nic wokół nie widzisz, ale potrafią też zaskoczyć, kiedy nagle rozwiewają się ukazując niesamowity widok. 

Portrety. W sumie najwięcej pierwszy raz zrobiłeś ich na ZUK-u, który w środowisku ma opinię imprezy szczególnej. A Ty jakie biegi lubisz fotografować? I dlaczego?

Oczywiście najbardziej lubię fotografować imprezy w scenografii górskiej. Na takich wydarzeniach pojawiałem się w 2016 r. W części były to biegi czy festiwale biegowe, w których brałem kiedyś udział jako biegacz. Zimowy Ultramaraton Karkonoski im. Tomka Kowalskiego znałem od pierwszej edycji, w której chciałem wziąć udział biegowo, ale niestety nie wyszło. Z Tomkiem nie znałem się osobiście, ale kojarzyłem go z jego bloga Magisterkowalski.blogspot.com jeszcze sprzed tragicznych wydarzeń na Broad Peak. Na ZUK-u rzeczywiście zdefiniowałem chyba na dobre swój charakter biegowej fotografii, z której jestem rozpoznawany, sprowadzając go przede wszystkim do portretu środowiskowego czy portretu stricte. Dla mnie natomiast imprezą szczególną był Bieg Rzeźnika ze względu na Bieszczady, które bardzo lubię odwiedzać. Można też powiedzieć, że Rzeźnik był pierwszym biegiem ultra, w którym brałem udział biegowo (po Kieracie, który jest raczej imprezą BnO, bieg na orientację), pewnie stąd i sentyment do niego. 

A czy Tobie ktoś zrobił zdjęcie w trakcie biegu, które pamiętasz/lubisz/do którego wracasz?

Andrzej Chomczyk parę lat temu na Zimowych Biegach Górskich w Falenicy.

Wiem, że zacząłeś bieganie od krótkich dystansów, ultra przyszło później, dwa razy brałeś udział w UTMB. Po nim jakby straciłeś impet. Czy ta impreza była dla Ciebie tak ważna, że po niej już nic?

Rzeczywiście po UTMB przyszło coś w rodzaju „wypalenia biegowego”, trudno mi było znaleźć sobie jakiś biegowy cel, który motywowałby do systematycznego biegania. Teraz na horyzoncie zarysował mi się jeden ultra pomysł, który chciałbym zrealizować. Na razie nie będę o nim opowiadał. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Jak Ci się wróciło na UTMB w roli fotografa? I co Ci dało więcej satysfakcji – fotografowanie czy biegowa rywalizacja na trasie?

Tak, fajnie było wrócić do Chamonix w roli fotografa. Stać jakby po drugiej stronie lustra i łapać odbicie atmosfery UTMB na zdjęciach, portretować najlepszych na świecie zawodników, gonić gdzieś po górach szukając kadru. Adrenalina wchodziła w krwiobieg tak samo jak podczas biegu. Mogę powiedzieć, że fotografowanie dało mi więcej satysfakcji niż uczestniczenie w nim.

A biegasz ciągle czy skupiłeś się na fotografii?

Odkąd zacząłem biegać, bieganie było i jest dla mnie formą rekreacji, poprawy kondycji, samopoczucia. Nie biegam już tak regularnie jak kiedyś, ale nie zrezygnowałem całkiem z tej formy aktywności. Raczej nie będę już tak często pojawiał się na zawodach jako ich uczestnik, ale jako fotograf chciałbym odwiedzić jeszcze parę imprez biegowych i to niekoniecznie w górach.

Czy masz plany przejścia na zawodowstwo w fotografii? Wiem już, że pracujesz w branży telekomunikacyjnej – powiesz coś więcej, czym zajmujesz się na co dzień?

Ja fotografię traktuję hobbystycznie. Dobrze mi to wychodzi i od czasu do czasu trafiają się jakieś zlecenia, ale nie szukam ich, ani nie stanowią dla mnie źródła utrzymania. Pozwalają doinwestować w zakup sprzętu czy oprogramowania do postprodukcji zdjęć. W Polsce raczej trudno utrzymać się tylko z fotografii biegowej. Od kilkunastu lat pracuję w branży telekomunikacyjnej. W 2000 r. zaczynałem w obsłudze klienta na hotline, a obecnie pracuję w dziale zarządzania siecią, monitorując napływające alarmy i stosownie na nie reagując.

Jak oceniasz przyszłość branży jako biegacz i fotograf? Masa biegów ultra, rozwój biegaczy, ogromny wzrost popularności tej odmiany biegania. Utrzyma się? Czy przerzedzi? Jak myślisz?

Jak już wspominałem, branża biegowa się rozwija. Wielu biegaczy z ulicy idzie w teren (góry, ultra), inni w triatlon, jeszcze inni w biegi z przeszkodami. Biegaczom nie wystarcza już samokształcenie i samodoskonalenie się. Ci z zasobniejszym portfelem szukają trenerów, którzy rozpiszą im treningi, wyjeżdżają na obozy biegowe czy korzystają z fizjoterapeutów. Mamy cały wysyp biegów górskich na dystansach od zwykłej dyszki do ultramaratonu w niemal każdym paśmie górskim w Polsce. Imprezy, które były już zadomowione w świecie ultrasów, rozrastają się do festiwali biegowych, mnożąc ilość dystansów, na które można się zapisać. Wszystko po to, by sprostać zapotrzebowaniu, które pojawiło się wśród biegaczy. Trudno powiedzieć czy to chwilowa moda, która przeminie, czy stan, który będzie trwał. Myślę, że na rynku wystarczy miejsca dla kilku górskich festiwali biegowych w ciągu roku, które zawsze będą przyciągały do siebie biegaczy. Pozostałe biegi raczej nie wyjdą poza ramy imprezy lokalnej, ale takich może tworzyć się więcej. Wszystko zależy od tego czy znajdą się ludzie, którym będzie się chciało. 

A gdzie w tym widzisz siebie?

Ja chciałbym za parę lat powiedzieć, że nadal truchtam sobie gdzieś po parku czy w terenie, a robienie zdjęć sprawia mi frajdę.

 

Zdjęcia wykorzystane: archiwum Jacka Deneki 

Pozostałe artykuły