Redakcja KR

Biegowe marzenia, kontra rzeczywistość po koronawirusie.

Cała Polska, 15.04.2020

Jak będzie wyglądał nasz powrót na biegowe ścieżki po stanie pandemii? To jest pytanie, na które próbuje odpowiedzieć sobie teraz biegowa branża. Zaczynając od producentów sprzętu, poprzez organizatorów i wreszcie na biegaczach kończąc. I nie ma co ukrywać, że ten rynek na nowo ustalą biegacze właśnie. Ich nowe potrzeby oraz grubość ich portfeli. Już od jakiegoś czasu słychać było, że sprzęt jest za drogi, mocno wydziwiany,  biegi za drogie, za dużo ich. Teraz nadszedł moment przetasowania. Od tego jak mocno ekonomicznie cała ta sytuacja pociągnie nas po kieszeni, oraz to czy będziemy umieli, a może jak bardzo będziemy musieli się ograniczyć.

Zdjęcie główne: Jacek Deneka / Ultralovers / XRUN Tajemnicze Kopce 2020

Podstawowe potrzeby biegacza.

To że nadal będziemy biegać jest niemal pewne. Już teraz jednak widać, jak mocno w ciągu tych kilku tygodni przewartościowaliśmy nasze podstawowe biegowe potrzeby. Po pierwszej fali smutku, w związku z odwoływaniem ulubionych imprez, bardzo szybko skupiliśmy się na tym, by po prostu biegać. Bardzo pomogła nam w tym władza, narzucająca niejasne i kontrowersyjne zakazy biegania niemal wszędzie. Śledząc teraz facebookowe ściany - widać olbrzymią potrzebę ruchu w jakiejkolwiek formie w terenie. Jako odskoczni od stresu, świata zewnętrznego.

Przyjmując do zamkniętej grupy dla prenumeratorów Kingrunner Ultra Team, pytamy co daje Ci ultra? Najczęstszym typem odpowiedzi jest:

„Antidotum na otaczającą rzeczywistość”,  „Naturę i kontrolę umysłu, odskocznię od szarego dnia codziennego”, „Okazją do zaczerpnięcia oddechu”, „Najlepszym sposobem na oderwanie się od codzienności”, „Stanem medytacji”. I tak można by cytować jeszcze długo.

Zdjęcie: UltraLovers / Górska Pętla UBS 12:12

Szukamy wolności. I teraz pytanie, czy ta wolność przypadkiem nie jest na wyciągnięcie ręki, tuż za drzwiami naszego mieszkania lub domu? Nie widzę, byśmy teraz szukali i ekscytowali się nowymi zagranicznych biegami, ba nie szukamy już nawet za bardzo, na kiedy przenieśli odwołane w Polsce biegi. Listy startowe stanęły, ilość zawodników na planowane biegi nie zwiększa się. Nie ma się co dziwić. Jesteśmy wszyscy w zawieszaniu. Teraz szukamy i tęsknimy za możliwością wyjścia do parku, do lasu, nad rzekę. Jak długo zajmie nam powrót do współzawodnictwa? Ilu z nas faktycznie skorzysta w opcji zostawiam wpisowe na później? Ilu z nas poturbowanych ekonomicznie całą tą sytuacją, zapisze się na nowy bieg i kiedy? Ciężko teraz powiedzieć, ale krąg naszych ultra przygód, właśnie mocno się skurczył. Dotknie to nas wszystkich, bo jedni bez drugich nie istniejemy. Jesteśmy jak naczynia połączone, „zamknięty krwiobieg”, czyli biegacze, organizatorzy biegów, producenci i dystrybutorzy sprzętu.

Duże festiwale biegowe, kontra małe lokalne biegi.

Zdjęcie: Ultralovers / Klątwa Szczytniaka

Tym największym, wyrobienie swojej marki zajęło wiele lat, a co za ty idzie udało przyciągnąć wielu sponsorów. Zdominowali tym samym pod kątem sponsoringu 90 procent imprez w naszym kraju, bo nie ma co ukrywać, że ze sponsorami właśnie największy problem miały mniejsze lokalne biegi. Nie były bowiem dla reklamodawców, aż tak seksi. Nie miały skali. A bez dużego zastrzyku pieniędzy, ciężko wypromować coś nowego. Udaje się to nielicznym. Obecna sytuacja może doprowadzić jednak do tego, że duże biegowe festiwale, też zostaną bez wsparcia sponsorów, w takiej formie jak obecnie. Czy uda im się nadal organizować imprezy z taką pompą? Czy bez całej tej medialno-reklamowej otoczki, nadal będą przyciągały tylu zawodników? Jeśli nie, to dokąd oni przejdą, a może odejdą z biegania, bo biegali mówiąc w olbrzymim skrócie, właśnie dla „pompowanych balonów.” Ciężko to teraz określić, dróg jest kilka. Jedną z nich to ta, że wszyscy będą musieli zrobić krok lub nawet dwa w tył. Pytanie tylko jak będzie wyglądał krok wstecz biegowych gigantów, a jak małych lokalnych biegów, organizowanych nierzadko własnym sumptem, często z niedopinającym się już teraz budżetem? Kto straci ochotę lub czas na organizowanie biegów, a kto z ekonomicznego punktu widzenia, nie będzie widział sensu kontynuowania tej zabawy? Okaże się już niebawem.

Zdjęcie: Piotr Dymus / Biegi w Szczawnicy

Krok, dwa do tyłu, przewartościowanie potrzeb wyjazdowych i sprzętowych.

Wielu z nas w sezonie startowało dość często, nierzadko co tydzień lub dwa, w różnych zakątkach Polski, czy świata. Było to piękne, ale nie ma też co ukrywać, że było to też pewnego rodzaju rozpasaniem. I wcale tego nie krytykuje. Sam w to grałem. Naturalne, że kręci nas to co dalej, co pachnie większą przygodą. Czas kwarantanny sprawił jednak, że przygodą może być zwykłe wyjście po bułki, a nieznanym, wytęsknionym lądem, najbliższy las. No i pytanie, czy w zasobie naszej biegowej sakiewki, nie pozostanie tylko ten „najbliższy las”?  Czy w związku z tym na nowo, każdy z nas zacznie odkrywać Polskę lokalną i zamiast odległych podróży, postawi na biegi „wokół komina”? To też się niebawem okaże. Czy ta sama zasada będzie dotyczyła sportowego sprzętu? 

To przecież od realnych potrzeb biegaczy będzie zależało, czy w ciągu roku producent wyda dwa czy dziesięć modeli buta? Czy tego samego modelu, będą jedna czy trzy wersje kolorystyczne? Czy będzie inwestował w nowe rozwiązania, czy na chwilę pozostaniemy przy obecnych już sprawdzonych? Pamiętajmy, że produkcja działa z olbrzymim wyprzedzeniem, sezonu, dwóch. W magazynach, już teraz zalega dużo sprzętu z najnowszej i kolejnej kolekcji. Jak będą kształtowały się ich ceny. Bo to grubość naszego portfela sprawi, czy tak jak kiedyś wrócimy do biegania w jednych parach butów i dwóch koszulkach, pranych na zmianę, czy będziemy nadal otaczać się całą masą gadżetów, jak do tej pory. Czy bez tych gadżetów wielu z nas to bieganie nadal będzie kręciło?

Zdjęcie: UltraLovers / TUT

Trudne pytania w ciągu ostatnich kilku tygodni spadły na głowy wszystkim członkom naszego środowiska. Dla wielu to czas kalkulacji. Dla innych ten czas sprzyja bardziej marzeniom, niż realnemu bieganiu, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek formie współzawodnictwa.

Jednak chyba już teraz powinniśmy zastanowić się w jaką stronę po tym nieproszonym gościu COVID19 pobiegniemy?

Jędrek Maćkowski

Pozostałe artykuły