Redakcja KR

SPARTATHLON – wyliczanka Patrycji Bereznowskiej

Warszawa, 29.03.2019

Patrycję poznałam kilka lat temu w Falenicy przy okazji startu w Zimowych Biegach Górskich. Od tego czasu widujemy się regularnie podczas wielu różnych imprez biegowych. To, co w największym stopniu wyróżnia Pati z grona zwycięzców, to fakt, że jest niebywale skromna, nie „gwiazdorzy” i nie stawia sobie pomników. Zawsze, gdy się spotykamy, widać, że wzbudza zainteresowanie otoczenia i to nie tylko dlatego, że jest mistrzynią świata w biegu 24-godzinnym oraz zwyciężczynią wielu biegów ultra, lecz przede wszystkim dlatego, że biegowe środowisko po prostu bardzo ją lubi. Jej obecność przyciąga jak magnes. Szybko pojawiała się między nami więź, która przerodziła się w serdeczną znajomość, na starcie tegorocznego Maratonu Wigry usłyszałam od niej „do zobaczenia na pudle”. Te słowa dodały mi tyle energii i tak zagrzały do walki, że rzeczywiście stanęłam na najniższym stopniu podium. Patrycja oczywiście sięgnęła po złoto i tylko kilku panów nie zostało przez nią obieganych. Podczas gdy ona śmiga w biegach długodystansowych, często nie mogę spać po nocach, śledząc jej biegowe zmagania. Jest dla mnie inspiracją, stąd pomysł na wywiad. Dzięki kilku intensywnym rozmowom o pasjach, życiu i marzeniach odkryłam ją na nowo.

Tekst: Aleksandra Pucek-Mioduszewska

Zdjęcia: Aneta Mikulska

Sport

Patrycja, kiedy sport zaczął być dla Ciebie tak ważny jak teraz?

Odkąd pamiętam, zawsze byłam bardzo ruchliwym dzieckiem i lubiłam oglądać olimpiady sportowe. W szkole podstawowej, kiedy w IV klasie pojawiła się możliwość zmiany szkoły na sportową, skorzystałam z tej szansy. Zaczęłam trenować koszykówkę. Byłam wysoka jak na dziesięciolatkę, tak wysoka jak teraz, (śmiech) no może wtedy centymetr niższa. Ułatwiało mi to rywalizację w tej konkurencji. Później pojawiły się konie. Miałam 16 lat, gdy pierwszy raz wsiadłam na wierzchowca, niemalże od razu wsiąkłam w jeździectwo. Do biegania przeszłam płynnie, jakieś dziewięć lat temu. W moich stronach w Ossowie organizowany był półmaraton, zazdrościłam biegającym ludziom i w kolejnym roku postanowiłam sama pobiec. To był 2008 r. i tak jakoś dalej poszło, zaczęły się kolejne półmaratony, maratony. Wciągnęło mnie.

Czy jest ktoś, kto jako pierwszy zachęcił Cię do biegania?

Nie. W dzieciństwie nie miałam żadnych sportowych wzorców, wychodziłam się ruszać, kiedy miałam na to ochotę. Kilka lat temu sama wpadłam na pomysł, żeby zacząć biegać. Obecnie nadal trenuję sama, nie mam nikogo, kto rozpisywałby mi plany treningowe.

Skąd czerpiesz te niezwykłe pokłady siły podczas najdłuższych biegowych wyzwań?

Z marzeń. Mam marzenie, żeby pobiec w jakimś biegu, to staje się moim celem i dążę do tego, żeby udało mi się go osiągnąć.

Praca

Na czym polega Twój standardowy dzień w „biurze”?

W moim przypadku nie ma czegoś takiego jak standardowy dzień. Praktycznie każdy wygląda inaczej, jeżdżę do różnych stajni. Zazwyczaj rano przed pracą robię pierwszy biegowy trening (ok. godz. 6), potem wsiadam w auto i ruszam do stajni, gdzie mam swój własny trening konny lub zajęcia z ludźmi. Wieczorem robię drugi trening sportowy, jest to ogólnorozwojówka (basen, rower) lub po prostu biegam.

Twoja nietypowa praca pomaga Ci w bieganiu?

Moim zdaniem tak. Również zdaniem lekarzy oraz fizjoterapeutów. Świadomość ruchu, tego jak moje ciało jest ułożone podczas jazdy konnej, jest dla mnie bardzo istotna. Jeździectwo wymaga i uczy symetrii. Dużą część dnia spędzam na nogach (chodząc po konie na padok, czyszcząc je). Mój zegarek pokazuje mi, że dziennie robię ok. 30 km samym marszem. Spędzam całe dnie na świeżym powietrzu, zarówno w upale, jak i w mroźnych warunkach. Dlatego na pewno łatwiej dostosowuję się do zmian temperatury na zawodach.

Możesz polecić czytelnikom ULTRA jazdę konną? Czy to odpowiedni sport dla każdego bez względu na wiek?

Oczywiście, że tak. Jak już wspomniałam, jazda konna jest sportem ogólnorozwojowym, gdzie dużą uwagę przywiązuje się do świadomości ciała. Oczywiście dziecko musi mieć kilka lat (minimum pięć–sześć), nie ma jednak górnego ograniczenia wiekowego, które stawiałoby limity na treningi i start w jeździectwie. Po prostu im więcej mamy lat, tym większa świadomość własnego ciała. To bardzo pomaga.

Jak najlepiej zacząć przygodę z jazdą konną?

Trzeba znaleźć dobrego trenera i dobrą szkółkę jazdy konnej oraz unikać miejsc, gdzie jest to robione bez wyobraźni. Pomaga wiedza, że często jakość idzie w parze z ceną. Warto przyjść na kilka treningów jako widz, przyjrzeć się jak są one prowadzone, czy instruktorzy profesjonalnie podchodzą do szkolenia jeźdźców.

Ambicje

Patrycja, masz coś, co najbardziej motywuje Cię w dążeniu do realizacji nowych celów?

To po prostu marzenia i potrzeba stawiania sobie nowych wyzwań, potrzeba posiadania celu i dążenia do niego. Dla mnie najfajniejsza jest droga, którą pokonuję, która przybliża mnie do wykonania planu. Wprowadzam w życie jakiś pomysł, a w głowie mam już kolejny.

Jak układasz plan startów na kolejny rok i czy konsekwentnie się go trzymasz?

W pewnym sensie tak, aczkolwiek mam dużo startów tzw. spontanicznych. Często zdarza mi się w ostatniej chwili zdecydować się na niedługi, dynamiczny bieg. Zawsze pojawiają się jakieś treningi poboczne, bo coś mnie bardzo wciągnie. Jedno się nie zmienia na pewno – jestem konsekwentna. Do bólu. (śmiech)

Wolisz ścigać się sama ze sobą, czy bezpośrednia rywalizacja z kimś jest tym, co pozwala Ci na wykrzesanie dodatkowych sił i pokonanie rywali?

Potrafię ścigać się sama ze sobą. Bardzo lubię rywalizację, jednak często jest niestety tak, że biegnę samotnie. W takich sytuacjach mimo wszystko potrafię docisnąć. Lubię poprawiać własne wyniki, do końca biegnąc mocno – myślę często, że jest to świetny trening przed kolejnym wyzwaniem.

Regeneracja

W tym roku po mistrzostwach świata w Belfaście w biegu 24-godzinnym, na których ustanowiłaś kobiecy rekord świata, pobiegłaś bardzo mocno Ultramaraton Powstańca w Wieliszewie, a po kilku kolejnych tygodniach półmaraton w Ossowie i Wigry Maraton. Na czym polega sekret tak szybkiej regeneracji?

Żebym to ja wiedziała. (śmiech) Sama nie wiem. Myślę, że to, że jestem bardzo aktywna, robię dużo różnych rzeczy i mam taki rodzaj pracy, to wszystko mi bardzo pomaga. Oczywiście bardzo ważne jest też żywienie. Dbam o to, żeby moje posiłki były pełnowartościowe. Tak naprawdę to nie mam żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o dietę. Unikam węglowodanów prostych poza okresem przed startem. Jem chude białko (ryby, mięso, nabiał, itp.), dużo warzyw, kasze i sporo zdrowych tłuszczów (orzechy, nasiona). Jem też przetwory mleczne. Alkohol piję z kolei bardzo okazjonalnie, w małych ilościach, nawet po zawodach rzadko zdarza mi się wypić piwo. Czasem zimą wypiję kieliszek dobrej nalewki, żeby się rozgrzać. Alkohol w nadmiarze odwadnia i nie sprzyja mojej regeneracji.

Jakie są Twoje sprawdzone i ulubione metody regeneracji?

Prawidłowe żywienie i nawadnianie. Nie piję kawy i czarnej herbaty. Piję za to dużo yerby, zielonej i białej herbaty, oczywiście sporo wody, w sumie jakieś trzy litry dziennie. Regeneruję się też, jeżdżąc na rowerze. Chodzę na basen, szczególnie po ciężkich zawodach. Biegam w basenie (dwa razy w tygodniu po 45 min), chodzę na saunę, jacuzzi i hydromasaże, roluję się i rozciągam. Ponadto regeneruję się dzięki masażom u Cezarego Brudzińskiego w Centrum Rehabilitacji Pod Dębami w Halinowie. Czarek to mój rehabilitant, który sam biega, ufam mu. Jeśli chodzi o sen, to nigdy nie potrzebowałam długiego snu. Śpię maksymalnie po 8 godzin na dobę, to mi wystarcza. Nawet przed długodystansowymi zawodami nie śpię dłużej, a jeśli się wcześniej położę, to wtedy wcześniej wstanę.

 

Trening

Czy jest jakiś rodzaj albo element treningu, który według Ciebie jest zaniedbywany przez większość ultramaratończyków?

Zdecydowanie za mało ogólnorozwojówki i siły biegowej. Ludzie na ogół kładą zbyt duży nacisk na kolekcjonowanie kilometrów. Trening musi być urozmaicony. W przypadku ultramaratończyków silne mięśnie utrzymują prawidłową pozycję ciała.

Jak wyglądało Twoje przygotowanie do rekordowego startu w Spartathlonie?

Większy nacisk położyłam na biegi górskie i siłę biegową (bieganie po schodach, z oponą, trening w głębokim piachu oraz w wodzie – zakładam pas do aqua aerobiku i biegam, nie dotykając nogami do dna basenu), ćwiczenia plyometryczne (skocznościowe), skipy oraz podbiegi. Jeśli chodzi o te ostatnie, to mam w mojej okolicy taki długi podbieg ok. 500 m, wprawdzie tylko 2–3% nachylenia, ale potrafię się tam solidnie zmęczyć.

Czy możesz zdradzić nam, ile kilometrów pokaże Twój biegowy licznik na koniec roku 2017?

Strasznie trudno to będzie powiedzieć, pewnie około… siedmiu tysięcy.

 Wow! A jaki zanotowałaś rekordowy tydzień i miesiąc?

Tygodniowy to około 205 km. Z miesięcznymi trudniej jest to doprecyzować, bo jak robię dużą objętość w jednym tygodniu, to w kolejnym lekko odpuszczam. Miesięcznie wyjdzie pewnie jakieś 650 km. Dwa lata temu zrobiłam sobie zestawienie, w którym wyszło mi, że w ciągu roku każdego dnia przebiegłam 20,5 km.

 

Ateny

Czym różni się atmosfera przed startem w Atenach w porównaniu do innych biegów, w których brałaś udział?

Było niesamowicie, bo w strefie startowej ustawiono tylko cztery toalety, a w kolejce około 400 zawodników, wyobrażasz sobie, co się działo?! (śmiech) Tak naprawdę to trudno było poczuć ten klimat Spartathlonu. Zawodnicy zjawiali się o różnej porze. Sama dotarłam na jakieś dwie–trzy minuty przed startem, przez te kolejki do ubikacji oczywiście. Na starcie było ciemno, słychać było wprawdzie muzykę, ale mimo wszystko to nie zachęcało do tak długiego biegu.

Co sprawia, że są tacy, którzy wracają tam z przyjemnością, a inni po jednym starcie mówią: „nigdy więcej”?

Trasa jest nieciekawa, zdecydowana jej część pokrywa się z ruchem ulicznym. Połowa mojego dystansu to był bieg nocny. Jak dodam, że samochody nie zmieniają świateł z długich na krótkie, to domyślasz się jak się biegło. Poza tym strasznie dużo tam śmieci na poboczu. Widoków na trasie też nie ma, nawet szczytu Sangras nie widać z racji pokonywania tego odcinka trasy w godzinach nocnych.

Z drugiej strony, jestem w stanie zrozumieć fenomen tego biegu i powrotu na trasę Spartathlonu. Jest międzynarodowa obsada, widać ludzi z całego świata. Poza tym wspaniali wolontariusze i kibice, to oni odpowiadają za atmosferę tej imprezy. Niejednokrotnie widziałam dzieci wychodzące ze szkół, kibicujące na trasie i przybijające piątki, to było niesamowite! Grecy potrafią dopingować naprawdę świetnie, ale niestety organizacja zawodów nie jest dobra. Płaci się dużo za bylejakość.

Jeśli o mnie chodzi, to pomyślałam, że fajnie byłoby tam pobiec, zrobić rekord i nigdy więcej. Przed startem napisał do mnie Tracey Outlaw, szef ekipy amerykańskich ultrasów, dodając mi otuchy. Wspomniał, że jestem w stanie wygrać oraz pobiec szybciej niż ówczesna rekordzistka świata – Katalin Nagy [przyp. red.: 25 h 07 min – wynik z 2015 r.]. Trasa jest specyficzna, biegnie się od punktu A do punktu B. Jadąc na podbój Sparty, myślałam o dobrym biegu. Wiedziałam, że może być przyjemnie lub nie, i zobaczę po prostu co się wydarzy w trakcie zawodów. Niestety na trasie trochę dokuczał mi mięsień piszczelowy przedni. Uszkodziłam go sobie przed Spartathlonem, zeskakując z konia i uderzając o schodki do wsiadania. W wyniku tego niefortunnego zeskoku uszkodziła mi się okostna i zrobił się zrost. Podczas rywalizacji ten mięsień doskwierał szczególnie na nierównościach, bo zdecydowana część trasy ma profil góra–dół. Szczerze to nie myślę o tym, żeby tam ponownie wystartować. Zrobiłam swoje i tyle [przyp. red.: kobiecy rekord trasy: 24 h 48 min]. Są inne piękne biegi.

 

Trasy biegowe

A czy masz na swojej biegowej mapie miejsca, do których mogłabyś wracać o każdej porze? Jakie i dlaczego? Gdzie najczęściej zdzierasz kolejne buty, szlifując formę pod nowe wyzwania?

Ola, znasz mnie, ja lubię biegać wszędzie, ale fakt, mam mój ulubiony poligon blisko domu. To duży teren, są tam oczywiście miejsca oznaczone, gdzie nie można wchodzić. Tam jest różnorodność terenu, długie trasy. Jak dobrze pokombinuję, to potrafię biegać po różnych trasach, nie wybiegając z lasu nawet przez 30 km. Jestem w stanie zrobić dobry trening do 60 km, nie dublując biegowych ścieżek. Uwielbiam trasę Ultramaratonu Podkarpackiego, bo to moje miejsce, moje wspomnienia. No i oczywiście Wigry Maraton, tam mogłabym biegać o każdej porze roku. Wyobrażasz sobie jak tam musi być pięknie na jesieni albo zimą? Lubię też trasę Ultra Śledzia i Rykowiska.

Hoka

Patrycja, czy te buty to rzeczywiście trafiony wybór dla kogoś, kto pokonuje ultra dystanse?

Moim zdaniem tak. Sama nie wyobrażam już sobie biegać długich dystansów w innych butach. Wiesz, że 80–90% czołówki światowej biegów 24-godzinnych biega właśnie w hokach? Dzięki grubej podeszwie one naprawdę bardzo dobrze amortyzują. Biegałam w różnych butach, ale do ultra to jest na pewno bardzo dobry wybór.

Sprawdziły się podczas Spartathlonu?

Myślę, że dzięki hokom nie miałam na mecie żadnych pęcherzy ani odcisków. Spartę zdobyłam w modelu Hoka One One Clifton i to był trafiony wybór.

 

Ludzie

Wiem, że masz świetną grupę osób, która wspiera Cię podczas długodystansowych wyzwań. Na czym Twoim zdaniem polega idealne wsparcie podczas biegu?

Idealne wsparcie? Znamy się od paru lat, poznałyśmy się przy okazji jeździectwa. Wszystkie dziewczyny związane są ze środowiskiem konnym. Między nami istnieje niesamowite porozumienie, takie bez słów, czytanie w myślach. Do tego dobra znajomość biegania ultra oraz zawodnika. Przede wszystkim świadomość tego, że zawodnik przeżywa na trasie trudne chwile, emocje. Moje dziewczyny też biegają, dlatego wiedzą, czego potrzebuję, po prostu łatwiej wchodzą w moją skórę.

Wsparcie rodziny i znajomych to najważniejszy element długodystansowych zmagań podczas zawodów i treningów?

Jest takie określenie „samotność długodystansowca”. Rzeczywiście nie da się ukryć, że samotnie robię większość treningów. Myślę, że niezwykle ważne jest to, żeby rodzina wspierała i rozumiała pasję, bo spełnianie marzeń jest bardzo ważne w naszym życiu. Istotne jest dawanie poczucia akceptacji drugiej osobie. Ja mam olbrzymie wsparcie wspaniałych ludzi.

Reprezentujesz klub Wieliszew Heron Team. Jak do nich trafiłaś?

Przez rozmowę z Pawłem Kownackim, wójtem gminy Wieliszew. Poznaliśmy się na jednym z biegów, chyba był to półmaraton w Radzyminie. Paweł zapytał mnie wtedy, czy Polski Związek Lekkiej Atletyki wspiera mnie na imprezach, gdy reprezentuję Polskę? Zdziwił się bardzo, kiedy powiedziałam mu, że nie mam dużego wsparcia ze strony związku. Był również zaskoczony, gdy dowiedział się, że gmina, w której mieszkam, nie była zainteresowana współpracą ze mną. Oznajmił, że tak być nie może i zaproponował pomoc oraz przynależność do klubu Wieliszew Heron Team. Firma Heron z branży budowlanej jest głównym sponsorem wieliszewskiego klubu. Potem dowiedziałam się, że ma ona swoją siedzibę w Belfaście, a było to akurat przed moim startem w mistrzostwach świata w biegu 24-godzinnym w tym mieście. Paweł skontaktował się z nimi, a oni zagwarantowali nam swoje wsparcie na miejscu dla całego teamu: moim serwisantkom – Asi i Iwonce, fotografce Anetce, mojemu ojczymowi Januszowi i oczywiście mnie. Odebrali naszą piątkę z lotniska, zapewnili zakwaterowanie, wyżywienie. Właściciel nawet zorganizował nam kolację z szampanem po zakończeniu imprezy, czuliśmy się tam świetnie, niestety sam nie mógł do nas wtedy dołączyć. Opiekowała się nami Shaona, irlandzka biegaczka, która bardzo mi pomogła, oraz Marcin Weinoch – świetny człowiek, jesteśmy z nim dalej w kontakcie. Marcin, pracownik Herona, miał w dniu startu akurat wolne i z rodziną przyjechał na miejsce, bardzo się zaangażował. Zresztą Polonia na miejscu też była wspaniała. Ugotowali dla nas rosół na bieg, a jakiś chłopiec sam z siebie odnosił wyrzucane przez nas butelki, bo zauważył, że to pomaga serwisantom. Po wszystkim dostał od nas flagę z autografami. Kilka dni przed startem zaczęłam mieć problemy z oczami (mam wadę wzroku -4,5, noszę szkła kontaktowe), z każdą godziną dolegliwości narastały. W piątek (dzień przed biegiem) Shaona zawiozła nas do szpitala, gdzie okazało się, że mam ostre zapalenie spojówek i dwa wrzody na oku. Myślałam, że nie pobiegnę, miałam światłowstręt, łzy mi same leciały z oczu, to było niecałą dobę przed startem. Dostałam krople (oczywiście bez sterydów), takie przeciwzapalne i przeciwbólowe. Po powrocie ze szpitala resztę dnia spędziłam w ciemnym pomieszczeniu. Lekarze odradzali mi wzięcie udziału w zawodach, zdecydowałam jednak, że spróbuję pobiec. Miałam co godzinę aplikować jedne krople, co sześć godzin z kolei drugie. W sobotę start był w południe, rano była straszna lampa. Nie było mowy, żeby pobiec w okularach przeciwsłonecznych. Zaczęłam nawet w nich chodzić, żeby sprawdzić jak jest, ale kiepsko w nich widziałam. Postanowiłam pobiec jedną–dwie pętle z przymrużonymi oczami, żeby zrobić rozeznanie, nauczyć się trasy na pamięć, poznać każdy zakręt i dziurę. Rewelacji nie było, założyłam w końcu okulary optyczne. Po godzinie zaaplikowałyśmy pierwsze krople, ale przy planowanej rywalizacji nie było mowy o regularnym powtarzaniu tego co 60 minut. Po sześciu godzinach zakropliłyśmy drugie, było trochę lepiej [przyp. red.: w Belfaście Patrycja Bereznowska ustanowiła kobiecy rekord świata w biegu 24 h: 258,339 km]. Po powrocie do Polski przez trzy tygodnie leczyłam oczy i kontrolowałam je u okulisty. Zrobiłam sobie od razu sportowe okulary fotochromowe, przydadzą się na przyszłość.

Jeśli chodzi o Wieliszew Heron Team, mam w nich wspaniałe wsparcie. Atmosfera w tej grupie jest niezwykła. Naprawdę żałuję, że nie mogłam się z nimi spotkać wcześniej. Z ogromną dumą biegam w ich barwach, w ich koszulce. Życzę każdemu takiej pomocy, jaką ja mam. Z Pawłem i Izą [przyp. red.: żoną Pawła Kownackiego] bardzo się polubiłam. Niedawno nasz klub wziął udział w projekcie „Project Spirit Europe”, dofinansowanym z funduszy Unii Europejskiej. Polegał on na zintegrowaniu środowisk biegowych. Wzięli w nim udział: Czesi, Węgrzy, Włosi, Cypryjczycy i Polacy. W każdym z tych krajów były zawody, krossy około 13–15 km, następnie konferencja i zwiedzanie okolicy, trwało to od trzech do pięciu dni. Udało mi się wygrać w Brnie, we Włoszech byłam druga albo trzecia wśród kobiet. Był to wspaniały czas, który nasza grupa spędziła w międzynarodowym środowisku. W Wieliszewie gościliśmy ich w lecie podczas imprezy Wieliszewski Crossing Lato.

Odżywianie

Wspominałaś o regeneracji, że ważne jest dobre odżywianie. Stosujesz jakąś specjalną dietę? Czego warto unikać, a po co sięgać, by pomóc sobie w osiąganiu lepszych wyników?

Generalnie nie, staram się po prostu mądrze, dobrze jeść. Jem węglowodany złożone, unikam produktów przetworzonych i czytam etykiety. Jak mówiłam, nie piję kawy, czarnej herbaty i alkoholu. Moja dieta to głównie kasze, warzywa, chude białko i dobre tłuszcze. Lubię niestety słodycze, moja silna wola przegrywa czasem z pokusą zjedzenia łakoci.

Ile kalorii przyjęłaś podczas Spartathlonu? A ile podczas startu w biegu 24-godzinnym?

O rany, nie wiem, nigdy nie prowadziliśmy takiej statystyki. Jak biegnę to zawsze zjem na każdym punkcie, za każdym razem coś innego. Podczas zawodów wcinam różne rzeczy, staram się tylko, żeby nie były zbyt włókniste, oczywiście ładuję cukry proste, stosuję także żele Spring Energy. Są na bazie tylko naturalnych składników, pomyślane tak, żeby uwalniały energię powoli, bez skoku insuliny. To są raczej musy niż żele. Bardzo smaczne, tylko lekko słodkie. Spring to pierwszy w 100% naturalny żel wyprodukowany z ryżu, banana, miodu i innych składników naturalnych. Dostarcza długotrwałe dawki energii i nie powoduje problemów gastrycznych. Ja używam produktów: Long Haul (składniki: ryż banan, miód, sok, masło orzechowe), Power Rush (zamiast masła orzechowego w składzie jest śliwka) i Hill Aid (ryż, banan, miód, woda kokosowa i mango). Jest też izotonik na bazie soku z jabłek, imbiru i mięty, ma bardzo fajny smak. Współpracuję z Rafałem, Polakiem mieszkającym na stałe w USA [przyp. red.: Rafał Nazerowicz razem z Wojtkiem Goleniewskim są założycielami firmy Spring Sports Nutrition LLC]. Jest on specjalistą od żywienia, także ultramaratończykiem. Biegam na tych żelach od wiosny, niczego innego nie używam, są dla mnie naprawdę super. Wiem, że nie zawierają konserwantów, zawarte w nich węglowodany pochodzą z naturalnych produktów, nie mam po nich żadnych problemów żołądkowych.

Jak wygląda Twój standardowy jadłospis na którymś z ultramaratonów?

Przykładowy jadłospis? (Śmiech) To jest nie do zrobienia, na zawody zabieram jakieś 50 rodzajów produktów. Oprócz wspomnianych wyżej żeli Spring Energy staram się przyjmować regularnie inne naturalne produkty takie jak: salami, biszkopty, bułka drożdżowa, ziemniaki, gotowany makaron, żółty ser, barszcz, rosół, zupę pomidorową, marcepan, chałwę. Jem też pierogi ruskie, które kupuję w sprawdzonym sklepie w mojej okolicy. Pozostałe produkty sama gotuję, smażę też naleśniki bananowe i piekę brownie.

Niepowodzenie

Jak reagujesz na niepowodzenia? Czy zniżka formy albo niezadowolenie z osiągniętego wyniku Cię motywuje, czy raczej spędza sen z powiek?

No wiesz, nie da się pobiec wszystkich biegów na 100%. Dla mnie to naturalne, że czasem muszę odpuścić. Trudno mi powiedzieć, kiedy ostatnio zdałam sobie sprawę z jakiejś swojej słabości. W Kazimierzu na przykład w trakcie Bieg Szlak Trafi było dużo trudnych zbiegów, kamieni, gliny. Wyprzedziła mnie tam dziewczyna, czułam, że muszę odpuścić, oceniłam po prostu, że ryzyko jest zbyt duże, nie był to mój bieg docelowy. Nie chcę oczywiście mówić, że wszystkie moje biegi były udane, czasem po prostu jestem bardziej asekuracyjna, co wynika z przygotowań w danym czasie. Chyba jednak nie było biegu, po którym byłabym wściekła. Ale na pewno po każdym, gdy analizuję trasę i swój wynik, to czuję, że mogłam coś zrobić lepiej. (śmiech)

Patrycja, dziękuję Ci serdecznie za poświęcony czas i gratuluję spektakularnych wyników. Trzymam kciuki za kolejne sukcesy i zdrowie. Do zobaczenia na Zimowych Biegach Górskich w Falenicy!

Rozmawiała

ALEKSANDRA PUCEK-MIODUSZEWSKA (na zdjęciu z prawej) Matka polka, sportowiec amator, logistyk rodzinny.

Tekst ukazała się drukiem w magazynie ULTRA#14

Pozostałe artykuły