Redakcja KR

Amerykański trawers Mike’a Wardiana

USA, 07.06.2022

Połowa trasy to na ogół symboliczna chwila, uczucie, że zaczyna być „z górki”, może nawet będzie łatwiej albo szybciej. Wydaje mi się, że tak czuje się teraz Mike Wardian, który jest właśnie w połowie Ameryki. I najtrudniejsze stany ma za sobą.

Tekst: Filip Jasiński, zdjęcia: FB Michael Wardian

Zanim 1 maja Wardian zanurzył stopy w zimnych falach Pacyfiku, aby wyruszyć do domu na Wschodnim Wybrzeżu, śledziłem jego przygotowania z obawami, czy da radę, bo po prostu od dłuższego czasu… nie biegał. Były spacery z psami, lokalne zawody na 5K, czasami przebieżka do pracy lub rowerek, ewentualnie mały trening na plaży. Spodziewałem się dużych bloków treningowych w stylu rekordzisty transamerykańskiej trasy, Pete’a Kostelnicka, tymczasem Mike postawił wszystko na jedną kartę – wyciszenie organizmu i maksymalne konserwowanie sił.

Wspomniany Pete sześć lat temu przebiegł całe Stany w 42 dni i 6,5 godzin. To ponad 115K każdego dnia! Miał wtedy czteroosobową ekipę serwisową, był w mega formie, a na karku tylko 29 lat, i jego trasa była minimalnie krótsza. Ale ambicją 48-letniego Mike’a nie jest bicie rekordu – po prostu od dawna marzył o tym, aby pokonać najdłuższą trasę w swoim kraju, a do tego chce zebrać 100.000 dol. na projekt World Vision wspierający dostęp do wody w krajach trzeciego świata (pojawiły się wpłaty w wysokości nawet 2500$).

Uśmiech, ale i zmęczenie, pojawiają się na jego twarzy każdego dnia, bo codziennie pokonuje wzdłuż szosy Route 50 – ponoć najrzadziej uczęszczanej autostrady w USA – ponad 50 mil. W jego obecności są sympatyczni biegacze, którzy pokonują często długie trasy, aby dołączyć do niego, jak w Forreście Gumpie, i chociaż trochę potowarzyszyć mu w wyprawie. Mike podsumowuje każdy dzień fotografiami, imionami spotkanych osób, nazwami odwiedzanych miast i stanów, a także słuchanych płyt i czytanych książek. Śledzi się go świetnie.

Wardian ma szczególny dar, bo potrafi nie zmęczyć swoich fanów mniej lub bardziej wyraziście reklamowanymi produktami. Przecież właśnie dzięki Hoka lub Injiinji stać go na wynajem kampingowego auta, w którym śpi i regeneruje się. Taka impreza to konkretne pieniądze, Mike wie jednak, że radości z wbiegnięcia na metę na plaży w Ocean City, w Dniu Niepodległości 4 lipca, nie odbierze mu nikt, tutaj nie ma ceny.

Pamiętacie pewnie książkę i film o pokonaniu transamerykańskiej trasy przez Ricky’ego Gatesa, który zrobił to be wsparcia, korzystając nawet w pewnym momencie z kajaka. Wyzwanie polegające na pieszym pokonaniu USA to bardzo osobista rzecz, niekoniecznie chodzi tu o nowy rekord, ale często wyprawę w głąb samego siebie. Mike robi to we własnym stylu, zwraca uwagę na ekologię (masy zabitych zwierząt na poboczach), złorzeczy na kierowców którzy często naumyślnie jadą blisko niego, musi tłumaczyć się patrolom policji z swojej pasji, a także fotografuje jadowite węże, których – czego nie ukrywa – naprawdę się boi. To jego Ameryka, asfaltowa, raz zimna, raz gorąca, rozciągnięta między oceanami na przestrzeni 3200 mil.

Projekt „Running Home” idealnie uzupełnia biegowe CV Wardiana i wpisuje się w jego medialny hashtag #relentless (ang. nieustępliwy). Pokazuje też, do czego Mike tęskni – rodziny, psiaków, pracy. Pewnie by mu tak dobrze nie szło, gdyby nie stała obecność Richarda, jego taty, który od lat wspiera sportowe ambicje syna i zajmuje się serwisem. Ale na trasie pojawiają się też jego brat i latorośle, z których starszy wykazuje genetyczne uwarunkowania do kontynuacji biegowej pasji ojca. Fajna sportowa rodzina.

Wiem, że mu się uda, i sam biegając codziennie myślę o nim trzymając kciuki za bezpieczną podróż. Kolejne przygody Wardiana to Szlak Appalachów, a jak synowie wkroczą w dorosłość, także Mount Everest. Mike nie ogląda się na innych, realizuje swoje ambicje z uśmiechem, którym zaraża innych. Moim guru jest na zawsze. Tymczasem na horyzoncie ma stan Missouri, więc z każdą chwilą jest coraz bliżej domu!

Cały czas polecam śledzić profil FB Michael Wardian Running Home 2022

Pozostałe artykuły