Redakcja KR

TDS - part 3

Poznań, 07.08.2018

Kolejność lekko zaburzona w tej historii.

Wiemy czym jest TDS, wiem jak na niego dojechać, ale nie wiemy jak do niego się przygotować. I to nie w kwestii ubioru, goreteksów, klejonych szwów czy innych lumenów. Po prostu: co robić by w  sensownym czasie przebiec trasę 120 km, z przewyższeniem 7200 metrów?

Zdjęcie główne: Wojtek Luzniak / ZUK 2018

 

Nie ma jednej metody, bo też każdy z nas jest inny, a do tego jeden ma 10 km na Rysy, inny 7 na… Górę Morasko. Jestem tym nizinnym typem z dwójką dzieci, Olką – triathlonistką i robotą wymagającą wyjazdów. Jak to pogodzić?

Aaa i jeszcze nienawidzę klepania kilometrów po płaskim. Na pomoc przyszedł jedyny w swoim rodzaju, Syn Mrozu, Mieszkaniec Pomorza – Piotr Suchenia.

Trenuję dzięki poradom Piotrka bardzo skutecznie (oczywiście jak na moje standardy – 10 km mogę zrobić w 38 minut bez wielkiego przygotowania, półmaraton – 1:23 po 11 latach starań o poprawę życiówki, maraton 2:57 – R.I.P. Peter Greiff).

Zdjęcie: Karolina Adamska Photography / PKO Półmaraton w Poznaniu 

Standardowo na początku roku ustalamy kalendarz startowy – ten w moim wykonaniu w tym roku jest bardzo minimalistyczny : ZUK w marcu, półmaraton w kwietniu i Wings for Life w maju (okazało się, że z Oswaldem Perreirą zagięliśmy Andrzeja Bargiela).

Pierwsze miesiące to kilometraż na poziomie około 80 tygodniowo, podbiegi i crossy zakończone akcentami typu 10x20 sekund. Do tego siłownia, jeśli jest czas i praca nad core’em w domu.

Staram się przynajmniej raz w miesiącu trenować w górach, wtedy, trochę na łatwiznę, wybieram sprawdzoną trasę Wang- Śnieżka – Lucni Bouda – Szpidndlerowy Młyn – Lucni Bouda – Wang. W 4 godziny udaje się zwykle pokonać około 39 km, z przewyższeniem rzędu 1800 metrów.

Zdjęcie: archiwum autora / Marek Kamiński i Piotr Suchenia

Na co dzień wystarczyć muszą szczyty Poznania, z tymi najwybitniejszymi na czele : Góra Dziewicza i Góra Morasko. Są równie piękne jak niskie – dotąd nie przekroczyły 200 metrów n.p.m. ale wciąż rosną.

Zdjęcie: Robert Zabel / BUGT 2017

Na dwa miesiące przed głównym startem kilometraż rośnie do poziomu 100 km tygodniowo, cały czas ze sporą liczbą akcentów i podbiegów. Uwielbiam legendarny podbieg na Cytadeli, wieczorem ciężko tam o samotność, ale trening wchodzi w nogi wspaniale – wczoraj 5x 100 m + 5x300 metrów + 5x200 metrów + 5x400 metrów. I już po godzinie mamy 300 metrów przewyższenia. Na szczęście tempo bardzo rośnie i na zbiegach oscyluje w granicach 3:40 – 3:50/km. Choć podłoże płaskie jak stół, to pracuje całe ciało i faktycznie przenosi się to na prędkość w górach. Tydzień zwykle kończę 30 km wybiegania na maksymalnie mocno pofałdowanej trasie. Walczymy teraz wyjątkowo mocno, został jeszcze tydzień mocnego biegania, 15 sierpnia zaczynamy tapering i pakowanie.

Z nowości, które wymagają niestety cholernej determinacji, polecam odstawienie alkoholu! To wyjątkowo trudne nawet gdy nawołuje do tego Prymas Polski – Polak (nomen omen). Zacząłem post 1 lipca i z przykrością stwierdzam, że to skuteczna metoda poprawiająca jakość snu, regenerację, dość łatwo traci się też sporo tłuszczu z organizmu.

Do TDS’a wytrzymam, ale smak i zapach wina czuję wszędzie i liczę, że 30 sierpnia będę mógł wznieść toast jakimś lekko schłodzonym Sylvanerem mając na sobie kamizelkę (oby nie kapok jak w 2016 roku) finiszera.

Zdjęcie: F11 Studio

Bartek Mikołajczak - ojciec brygady LL (Lena + Leon), mąż Triathlonistki Oli - Kierowniczki Halfworn.com. Manager w branży telco.

Pozostałe artykuły