Mikołaj Kowalski-Barysznikow
Biegacz amator

Droga do UTMB. Przystanek CCC. Odcinek 17 i 18

Warszawa, 24.05.2017

Kilometrówki po 3:30?! Ja? Przecież to niemożliwe. No i nie da się ukryć, to niemożliwe. Ale jeszcze tylko przez chwilę. Trener Świerc we mnie uwierzył, rozpisał taki trening na minioną sobotę, że aż mi w pięty poszło. Dosłownie i w przenośni. Jakimś usprawiedliwieniem jest to, że najszybsze kilometrówki w życiu robiłem po 5. urodzinach poznańskiego hostelu Poco Loco i 36 godzinach bez snu, w każdym razie 3:40 to nie 3:30 i koniec pieśni. Minione dwa tygodnie przygotowań do UTMB (via CCC) upłynęły mi pod hasłem: „Jest moc, sił brak”. Mało snu, dużo jeżdżenia po Polsce (Łemko on Tour) i nieregularne treningi (raz rano, raz wieczorem, a jeszcze kiedy indziej trzeba było kraść na nie czas w ciągu dnia) spowodowały, że ten maj nie był dobry jakościowo. Czuję, że był to okres, który trenowałem na kredyt. A walutą może być tylko jedna rzecz – REGENERACJA!

Poniedziałek, 8.05

„Trenerze, jutro Monte Kazura. Mogę wystartować? A jak mogę, to co mam zrobić dziś, żeby się nie zajechać?” – takiego sms-a wysłałem Marcinowi w niedzielę. Chwilę później dostałem od niego plan na najbliższy tydzień z uwzględnieniem Wielkiej Gonitwy po Górze Trzech Szczytów na warszawskim Ursynowie. Problem w tym, że po rozruchu, który zrobiłem w poniedziałek, zdałem sobie sprawę, że Monte Kazura to nie nazajutrz, a za tydzień. Ale ze mnie ćwok! Zmęczony ćwok. Szybka korekta planu przez Marcina i jedziemy dalej do Chamonix!

Wtorek, 9.05

Miała być spokojna dwunastka plus 16 serii skipów w kombinacji z rytmami. Wyszła dwunastka biegu z narastającą prędkością i 16 serii skipów z narastającą niepewnością, czy ja aby na pewno dobrze robię to ćwiczenie. Próbowaliście kiedyś biec kilkadziesiąt metrów skipem,  a zaraz potem rwać drugie tyle prawie sprintem? Spróbujcie, może Wam pójdzie lepiej, ale ja, jak tylko przyspieszałem, czułem się, jakbym biegł na nieswoich nogach. Normalnie Ministerstwo Dziwnych Kroków!

Środa, 10.05

4 km rozgrzewki i duuuużo okrążeń po pierścieniu Stadionu Narodowego. Jeden kilometr szybko, kolejny wolno, i tak 6 powtórzeń – w sumie 12 kilometrówek w zmiennym tempie. Wraz z powrotem do domu w sumie wyszło mi 18 km. To był jeden z tych treningów, które raczej nikogo by nie przekonały, że bieganie jest super. Po prostu trzeba było go zrobić i zapomnieć. I naprawdę tak było – gdyby mi Polar nie przypomniał, że niecałe dwa tygodnie temu robiłem takie coś, to nie wiem, czy bym sam sobie uwierzył, że robiłem takie rzeczy...

Czwartek, 11.05

15 km spokojnego biegu ścieżką wzdłuż Wisły. Ptaszki śpiewają, las łęgowy coraz bardziej zielony, miasto obok, a jakby go nie było. To jest moja biegowa bajka!

Piątek, 12.05

Wolne! To znaczy wolne od biegania, bo coś tam trzeba zrobić. No to zrobiłem to. Rewelacja!

Sobota, 13.05

Najpierw rozgrzewka, a potem bieg z narastającą prędkością po górkach. Górki były na tyle strome, że wyszedł z tego bardziej bieg z narastającym tętnem, ale udajmy, że to to samo. Kocham biegać po Beskidzie Niskim!

Niedziela, 14.05

Spokojne, 21-kilometrowe wybieganie po mojej ukochanej, małej ojczyźnie. Po treningu zobaczyłem, że przypadkiem narysowałem lisa. Zadowolonego lisa!

https://flow.polar.com/training/analysis/1377597731

Poniedziałek, 15.05

Po inauguracji Łemko on Tour w Krakowie skoczyłem na swoją ukochaną górkę. W sobotę i niedzielę miałem pracować, napisać zaległe teksty, zredagować inne, rozplanować zadania na najbliższe tygodnie. Skończyło się tym, że zrobiłem dokładnie NIC. Nawet komputera nie otworzyłem przez dwa dni. Totalnie mnie odcięło, organizm upomniał się o swoje. Dopiero w poniedziałek udało mi się podziałać. Zrobiłem też trening – rozruch przed wtorkową Monte Kazurą. Tym razem już się nie pomyliłem, ale humoru i tak nie miałem – nogi mam jak napompowane, świeżości brak, nie jestem optymistą przed Monte Kazurą vol. 2...

Wtorek, 16.05

Tak jak się spodziewałem, cudu nie było. Na szalonej Monte Kazurze, która bardziej przypomina rollercoaster niż bieg górski (mimo że w mieście), biegło mi się znacznie gorzej niż miesiąc wcześniej. W nogach Piatra Craiului, Bucegi, a przede wszystkim ciężki tydzień po Rumuniu. Do tego upał i płytki oddech (kumpel na mecie, którego goniłem przez bite 24 minuty, pytał mnie nawet na mecie, czy nie mam przypadkiem astmy). 20. miejsce w stawce nie było spełnieniem moich marzeń, ale za to bardzo mnie ucieszyło, że po raz pierwszy w historii Monte Kazura wyczerpała limit uczestników. Brawo, Team Inov-8!

Środa, 17.05

Jeśli nie próbowaliście jeszcze swoich sił w Monte Kazurze, koniecznie nadróbcie zaległości. Najlepiej już na najbliższej edycji – 6 czerwca. A Was nie przekonałem, to obejrzyjcie sobie filmik. Może on będzie skuteczniejszy...

Wydawałoby się, że po takim wycisku (moje średnie tętno z wtorku to 185!) w środę dostanę taryfę ulgową. Niedoczekanie! 16 km biegu z narastającą prędkością dało mi popalić tak samo mocno, tylko wysiłek był trochę inaczej rozłożony w czasie. Czuję się zmęczony i ciągnie mnie mięsień dwugłowy w prawej nodze. Albo dopadła mnie starość albo lekkie przetrenowanie. Dobry humor uratowało cudowne wieczorne spotkanie z Łemko on Tour we Wrocławiu. Wciąż nie rozumiem, jak to możliwe, że po 2 godzinach słuchania o taplaniu się w błocie, ludzie chcieli więcej!

Czwartek, 18.05

Wroclove. To miasto kocha trail. A ja kocham trail we Wrocławiu. Szczególnie w takim towarzystwie – Rafał Bielawa, czyli ½ słynnego zespołu trail-rockowego Ultrabliźniaki przegonił mnie i Krzyśka Gajdzińskiego po wrocławskim Lasku Mokrzańskim. Piękna pogoda, piękne okoliczności przyrody i piękni ludzie obok mnie. Czego chcieć więcej?!

Piątek, 19.05

I już jesteśmy w Poznaniu. Najpierw kolejne spotkanie cyklu Łemko on Tour, a potem 5. urodziny hostelu Poco Loco. Biegania nie było, roweru niestety też nie (mimo że taką właśnie atrakcję zaordynował mi na ten dzień Trener Świerc). Było za to improwizowane składanie kanapy z europalet, wieszanie lampek pod sufitem i szycie poduszek – można powiedzieć, że wyszedł z tego taki trening ogólnorozwojowy z prawdziwego zdarzenia. Były też tańce do rana. Snu niestety brak.

Sobota, 20.05

Po imprezie nie zmrużyłem oka, tylko od razu poszedłem na dworzec Poznań Główny. Tylko przyszedłem, a pociąg do Warszawy właśnie odjeżdżał. Chwilę po 9 byłem na miejscu,  a dwa kwadranse później już siedziałem przy komputerze i siedziałem nad materiałami do ULTRA #11 (samo się niestety nie poskłada...). Robotę skończyłem o 20, a trening zrobić trzeba, bo przecież już wczoraj odpuściłem. Chwila rozmowy z samym sobą i o 21 byłem już w Parku Skaryszewskim. Za mną 36 godzin bez snu, a przede mną 8 kilometrówek po 3:30. Tak jak wspomniałem we wstępie – moc była, sił brak. Ostatecznie odcinki wyszły po 3:40, czyli wstydu nie ma, ale chwały też nie. Doprawiłem to jeszcze czterema seriami krótszych rytmów (tym razem udało mi się zejść poniżej 3:30), a potem już tylko 2 km schłodzenia i mogłem paść jak kłoda na kanapę. Dobranoc! Przed snem jeszcze tylko zdążyłem zobaczyć, że Świercu roztrzaskał nad ranem Maraton na Wielkim Murze Chińskim. Brawo, Trenerze!

Niedziela, 21.05

Kolejny dzień spędzony ze ślipiami wgapionymi w monitor. Z wirtualnego świata wyrwałem się dopiero ok. 19, od razu wskoczyłem w trampki i pognałem wzdłuż Wisły do przyjaciela Jamesa. Pierwsze z 22 km, które dzieliły mnie od chaty mojego ulubionego brodacza, to przedzieranie się przez chaszcze, potem zrobiło się najpiękniej, jak tylko nad Wisłą może być, za to końcówka była nudna asfaltowa. Nagrodą za niemały wysiłek był pyszny chłodnik przepisu żony Jamesa, Menki. I to z dwoma jajami na twardo od kur zielononóżek! W takich chwilach chce się żyć.      

***

"Droga do UTMB" to projekt, który realizujemy wspólnie z Marcinem Świercem. Marcin w 2 lata przygotowuje siebie i mnie do startu w najsłynniejszym ultramaratonie na świecie - Ultra-Trail du Mont Blanc. Głównym punktem przygotowań jest nasz start w wyścigu CCC, czyli "Małej Siostrze" UTMB, który odbędzie się 1 września 2017 r. we Francji. Więcej o "Drodze do UTMB" przeczytacie w magazynie ULTRA. Znajdują się tam również plany treningowe, według których będziemy ustawiamy nasz trening w nadchodzących miesiącach.

Pozostałe artykuły